niedziela, 26 października 2014

4."...córka Posejdona i moja starsza siostra."

Piątek, dzień ogniska. Dla wielu dzień idealny. Lecz nie dla Zoey. Dziewczyna była w obozie już tydzień i nadal nie mogła znaleźć sobie jakiś znajomych . Wszyscy byli zajęci tylko tą nową dziewczyną z Elizjum, Elizabeth. Czarnowłosa była nowa w te klocki i nie miała pojęcia, jak to jest możliwe.
Czarnowłosa westchnęła. Wątpiła w to, że jest tu ktoś ją zrozumie. Patrząc na wszystkich Obozowiczów, od razu się wdziało, że są młodsi od dwudziestolatki. Panna Hunter była bardzo dobrym obserwatorem. Jako studentka prawa, na najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku , czarnowłosa potrafiła powiedzieć, coś o dopiero co poznanej osobie, już po minucie znajomości. Tak i było za tym razem, rozglądając się po Obozie Herosów z miejsca w, którym nikt jej nie mógł znaleźć. Zoey oglądała Percy'ego i Annabeth trzymających się za rękę, spacerujących po brzegu plażowym. Katie uciekała za Travis'em, który chciał jej wręczyć różę. Zoey pokręciła głową, psychicznie zakładając się sama ze sobą o to, że w końcu ta dwójka będzie razem.
Piper szła wraz z Kaylą, córką Apolla. Odkąd Jason wyjechał wraz z Reyną do rzymskiego obozu, stała się bardzo markotna. Oczywiście, każdy wiedział, że Jason wróci niedługo i wtedy znów będzie tą samą zabawną i miła Piper, jaką wszyscy znają.
Po drugiej stronie Nico, Connor, Chris i Clarrise ustawiali dowcip, który chcieli zrobić Liz i Will'owi. Od pamiętnego pocałunku w policzek, chłopcy stali się nie ugięci i stawiali ich w niezręcznych sytuacjach. Jakoś, tak przedwczoraj zamknęli ich w zbrojowni, w najmniejszej części, gdzie trzymali wszystkie przedmioty czyszczące. Jak się później okazała, był to bardzo zły pomysł. Lizy i Will prawie się tam nie zabili. Po minucie mieli już dosyć swojego towarzystwa. Na całe szczęście nie było tam, żadnej broni, ani niebezpiecznych chemikaliów. Chejron był bardzo nie zadowolony, prawdę powiedziawszy był wściekły i to bardzo. Żaden z Obozowiczów nie widział, go nigdy wcześniej tak wściekłego. Z tego, co mówiły plotki od dzieci Afrodyty, kazał im, zamiast harpiom, sprzątać po obiedzie.
-Hej, co ty taka zamyślona-obok niej odezwał się czyjś rozbawiony głos. Czarnooka podskoczyła z zaskoczenia nie miała pojęcia, że ktoś ją tu znajdzie.
-Co, do...?!Leo! Co ty sobie myślisz, zawału o mało, co przez cienie nie dostałam.
-Ciebie też miło wiedzieć, Zoey- chłopak uśmiechnął się promiennie, ukazując jego śnieżnobiałe zęby. Zoey dopiero teraz miała szansę przejrzeć się synowi Hefajstosa. Miał on czarne, osmalone włosy, jego oczy miały niespodziewany głęboki brązowy kolor oczu. Jego twarz była pokryta smarem. Z tego, co dziewczyna zdążyła zaobserwować, to chłopak zawsze chodził uśmiechnięty. Nie ważne, czy działo się źle, czy dobrze. Czy ludzie chcieli płakać lub mieli ochotę się schować w głębi siebie i nigdy nie wyjść. On zawsze każdego rozśmieszał, taki już był Leo.
-Czego chcesz, chciałem się zapytać, czemu siedzisz sama, na skraju lasu, obserwując każdego z nas po kolei.
-Lubię obserwować ludzi, to pomaga mi ich zrozumieć. Wiesz każdy z nas jest inny, zachowuje się inaczej przy każdej osobie.
-Na przykład?
-Spójrz na Liz i Connor'a, znają się dopiero tydzień i już się świetnie ze sobą dogadują. Jednak Will i Lizzy to już inna sprawa. Oni się po prostu się nie znoszą, tak musi być. Jednak, gdyby próbowali się bliżej poznać, to naprawdę mogli by zostać, najlepszymi przyjaciółmi.
-Wow. Skąd to zainteresowanie, obserwowaniem ludzi?
-Studiuję prawo, w najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku..
-Serio? Nie miałem pojęcie, że taką fajną dziewczynę jak ty, interesuję prawo.
-Lubię pomagać, ludziom, a przez to będę mogła coś zmienić. Mam nadzieję-ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem.
-Nie łam się, zawsze będziesz miała poczucie, że coś chciałaś zrobić. A jeżeli, nie będziesz mogła to ludzie są po prostu za głupi, aby to zrozumieć.
-No, no, panie Valdez nie wiedziałam, że możesz powiedzieć coś mądrego.
-Wiesz, ja też czasami mam przebłyski inteligencji.
-Nigdy w tonie wątpiłam- rzekła Hunter.- Musisz przyznać, że myślenie to nie jest twoja najmocniejsza strona.
-Jestem bardzo inteligentny.
-Jak sobie chcesz. Tak w ogóle, jesteś chyba w podobnym wieku, co ja, nie myślałeś może o studiach.
-Właściwie dostałem się na studia mechaniczne. Wiesz budowa maszyn i tak dalej.
-To niesamowite! Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś tego nikomu, bo to nie jest coś czym chce mi się chwalić.
-Jesteś głupi Valdez.
Elizabeth chodziła po obozie zdenerwowana jak nigdy. Właśnie dziś miała powiedzieć, kogo jest córką. Wiedziała, że Percy, Nico, Chris, Connor i Leo nie mają problemu z jej mocami i tym, że jest córką Posejdona. Thalia ją akceptuje, ale co z Jasonem i Hazel?. A, co z tym, że każdy z bogów ją uwielbia, kocha ją.
-Lizzy! Lizzy!-dziewczyna uśmiechnęła się, gdy usłyszała głos swojego kuzyna.
-Co się stało, Nico?
-Wyszedłem z domku i zobaczyłem ciebie, idącą jak struta.
-Co się dziwisz, od dziś wszyscy będą wiedzieć, kto jest moim ojcem, to jest najbardziej stresująca rzecz na świecie.
-Najbardziej, stresującą rzeczą na świecie jest bycie synem Hadesa. Każdy się na ciebie patrzy jakbyś miał za moment kogoś zabić.
-Wiesz, twoja aura na Olimpie i w Podziemiach mówi śmierć i to bardzo.
-Dlaczego, nikt mi nie mówił tego? Nie wiem jakieś perfumy, czy coś-Lizzy skrzywiła się lekko.
-Powinieneś porozmawiać z ojcem, ale nie sądzę, żeby ci pomógł, wiesz aura śmierci pomaga Hadesowi.
-Wiesz, pomoc ojca, nie jest najlepszym pomysłem, ale dzięki za ideę-Liz wybuchnęła śmiechem.
-Oj, di Angelo! Jesteś moim ulubionym kuzynem.
-Znasz mnie najdłużej ze wszystkich, to ty nauczyłaś mnie władać cieniem, abym mógł podróżować.
-Pamiętasz, aby jej nie nadużywać.
-Pamiętam , pamiętam. Czasami zachowujesz się gorzej od Demeter.
-Ja?! Jak Demeter? Nigdy! Po pierwsze nie jestem tak wiekowa jak ona. Po drugie ja, jakoś wyglądam. Po trzecie nienawidzę zboża-na ostanie oboje kuzynów zadrżało. Jeżeli już coś łączył oboje, jak i ich ojców to nienawiść do zboża.
-Wiesz, że mówisz jak Will? On też mi każę oszczędzać moc. Bo inaczej zginę. Wiesz, jego moc, jako syn Apolla mówi tylko i wyłącznie „Słaby Nico”.
-I w tym się z nim zgodzę. Nie możesz nadużywać swojej mocy, to może ci poważnie zaszkodzić.
-Na przykład?
-Staniesz przed swoim ojcem, nie jako syn, ale jako duch. I wtedy będziesz musiał się go słuchać, jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
-Ok, tym mnie przekonałaś. To, co idziemy na łucznictwo?
-Ta, nie ma to jak najgorsze zajęcie z samego rana. Głupia klątwa Apolla.
-Jaka klątwa?
-Nic nie wiesz?-zdziwiła się zielonooka.-Apollo rzucił na dzieci Hadesa i Posejdona klątwę i przez to nie możemy strzelać z łuku. Nie ważne, jak będziemy próbować, a i tak nigdy nie trafimy do celu. Oczywiście, jak byłam duchem, to nie działało, bo tam musiałam służyć w wojskach twojego ojca.
-Ale, dlaczego Apollo nas przeklnął?
-Poszło o Oriona. Wiesz, doskonale, że był on synem mojego ojca. Był doskonałym łucznikiem, ale strasznie podobała mu się Artemida. Więc, Apollo, który bardzo się troszczy o swoją siostrę rzucił na nas klątwę i kiedy Hades nie chciał umieści mego brata na Łąkach Asfodelowych, tylko w Elizjum...
-Ta już wszystko rozumiem.
-Hej!-usłyszeli krzyk Willa.- Macie zamiar tam tak stać i rozmawiać, czy przyjdziecie tu i poćwiczycie razem z nami.
-Już idziemy nie denerwuj się tak, Złotowłosy-rzekła Liz.
-Jak mnie nazwałaś?
-Złotowłosy. Bardzo to do ciebie pasuję. Masz takie lśniące blond włosy, a w słońcu wydają się, żę iskrzą- niektóre osoby wybuchnęły śmiechem na komentarz brązowowłosej.
-Koniec tych śmiechów!-krzyknął zdenerwowany Solace.- Wracamy do ćwiczeń.

Tego samego dnia, Leo chodził wokół jeziora. Rozmyślał nad tym, co mu powiedziała Zoey. Dziewczyna była naprawdę nie zwykła. Potrafiła nieźle dogadać, tak samo, jak...Leo westchnął, wiedział, że czym prędzej, czy później będzie musiał odnaleźć Calypso. Przysiągł jej na rzekę Styks, a doskonale zdawał sobie sprawę, że nie można tego złamać. Już od paru miesięcy, starał się złożyć jakoś kulę Archimedesa z kryształem z groty niesamowitej dziewczyny.
Tak bardzo za nią tęsknił. Miał nadzieję, że jego marzenie się spełni i odnajdzie ją.

Percy, chodził cały dzień zdenerwowany. Chciał już móc normalnie rozmawiać z Lizzy. Z tego co opowiadał o niej ojciec, świetnie walczyła, umiała kontrolować swoje moce. Była bardzo odważna. W Podziemiach była głównodowodzącą wojsk Hadesa. Miała świetny kontakt ze wszystkimi, szczególnie z samym Panem Umarłych, który naprawdę traktował j ja rodzinę.
-Percy! Percy!-chłopak odwrócił się na głos Annabeth.- Bogowie już przybyli, powiedzieli, że mają ważną sprawę. Znaczy się, chcą powiedzieć czyją córką jest Elizabeth i muszą iść na pilne posiedzenie rady olimpijskiej.
-Już idę
-Jak myślisz, kto jest boskim rodzicem, tej dziewczyny?
-Nie wiem.
-Ja myślę, że to będzie albo Afrodyta, albo Ares. Dziewczyna świetnie walczy i lubi się kłócić. Z drugiej strony jest jednak bardzo piękna i umie przekonywać, więc może jest jak Piper.
-Może, kto wie-Percy pociągnął Annabeth za sobą na ognisko, gdzie zajęli wygodne miejsca.
-To chyba możemy już zacząć-rozpoczął Zeus.- Otóż zebraliśmy się tutaj, aby odgadną kto jest boski rodzicem tej tutaj, Elizabeth Rodriguez. Jest to osoba związana ze mną dosyć mocno. Jest to bóg. Nie bogini. Jej ojciec jest narwany, niepohamowany w swoich czynach. Często robi, a potem myśli- ludzie zaczęli się patrzeć, to na Percy'ego, to na Posejdona.
-Mówiąc krótko-odezwał się Władca Morza.- Liz to moja córka.
-Co?!-zdziwił się Malcolm, syn Ateny.-Dlaczego tego nie odgadliśmy?
-Bo, dzieci Posejdona rządzą.- Percy i Liz przybili sobie piątkę. Chłopak objął swoją siostrę ramieniem, a ona wybuchnęła śmiechem an miny zgromadzonych herosów. Nagle nad jej głową pojawił się trójząb, a na ramieniu tatuaż o takim samym kształcie.
Obozowicze, zaczynali klaskać i wiwatować, powoli wychodząc z szoku.
-Wiwat Elizabeth Rodriguez, córka Posejdona i moja starsza siostra!-wykrzyknął Percy.

Wiem. Przepraszam, zawaliłam, ale mam urwanie głowy. W domu, jak i w szkole. Mam nadzieję, że nie zawiodłam wasz, aż tak bardzo. Proszę o komentarze.
Poza tym, bardzo chciałam podziękować, za ponad 1000 wejść na mój blog.
Pozdrawiam MysteryHope

P.S. Co sądzicie o moim opowiadaniu, o Willu?


czwartek, 23 października 2014

Miecz 2

 Hej! Przepraszam, wiem, że obiecałam wam rozdział, ale niestety mam problem z komputerem( piszę od koleżanki z domu). Rozdział powinien pojawić się w piątek, bo to właśnie wtedy komputer wraca z naprawy.
 Właściwie piszę tu w innej sprawię... Jak już wiecie, wczoraj 22 października wyszła do sklepów "Krew olimpu", Powiem tylko, że zakochałam się w tej książce, /nie odeszłam od niej póki jej nie skończyłam. Jest świetne jak zwykle, chociaż ja napisałabym dłuższe zakończenie. Naprawdę polecam.
 MysteryHope

poniedziałek, 13 października 2014

Zamknął oczy, bo nie chciał pamiętać

Hej, przepraszam, że mnie tak długo nie było. Rozdział się pisze i do końca następnego tygodnia być gotowy. Jak na razie mam dla was małe opowiadanie o dzieciach jednego z moich ulubionych bogów-Apollo.
Wojna z tytanami skończyła się. Kronos był pokonany. Obozowicze wracali z Nowego Jorku. Dzięki Percy'emu, półbogowie byli szczęśliwi. Od dziś będą mogli spędzać czas z rodzicami. Wszystko się zmieni, będziemy doceniani, bardziej szanowani. Rodzice o nas nie zapomną”

Will z żalem przypominał sobie słowa, które wypowiadała wtedy Annabeth. Cieszył się wtedy jak głupi, nie miał tylko pojęcia, że jego ojciec będzie miał do niego jakiś żal. Bóg muzyki, odwiedził każde swoje dziecko
Austina, który miał dopiero czternaście lat. Blond włosy i zielone oczy. Był jednym z najlepszych śpiewaków, a jego matka zginęła, gdy miał sześć lat. Od tamtego czasu błąkał się po świcie, póki nie znalazł go satyr. Dlatego blondyn mógł zrozumieć, dlaczego ojciec rozmawiał z nim jako pierwszym.
Molly, na jej wspomnienie Will od razu się uśmiechnął. Ta śliczna brązowowłosa ośmiolatka, potrafiła każdego rozbawić. Była doskonałą w każdym rodzaju sztuki. Pięknie śpiewał, tańczy, grała na pianinie, jej rysunki były lepsze od znanych mu malarzy. Była mała, więc jej kontakty z ojcem nie był niczym niespodziewanym.
Następni byli Lily i Martin rodzeństwo. Ona miała czternaście lat, a on trzynaście. Nikt nie miał pojęcia, dlaczego Apollo był dwa razy z ich matką. Ojciec przyszedł do nich w dzień urodzin Lily. Z tego co mówią, był to ich najszczęśliwszy dzień w ich życiu.
Kolejna w kolejce była Kayla, najbardziej inteligentna istota, jaką Will miał szanse spotkać. Był z nią bardzo zżyty. Dzewczyna mieszkała w Obozie Herosów odkąd skończyła pięć lat. Nikt nie wiedział dlaczego, ale było to ponad dziesięć lat temu. Kayla i Will przybyli rok po roku.
I tak nadeszła kolej na Willa, był on najstarszym z dzieci boga muzyki. Nie wiedział, dlaczego ojciec nie przyszedł na początku, do niego, ale potem zrozumiał, że jest najstarszym i jest doradcą w jego kabinie, wiec musi poczekać. Jednakże, miały miesiące, a Apollo nie nadchodził.
Pewnego razu, podczas wizyty bogów w obozie, podszedł do ojca i zapytał się, czy chce spędzić z nim trochę czasu. Apollo spojrzał na niego jak na wariata i powiedział, że nie ma dla niego czasu. Blondyn był zszokowany, nie miał pojęcia dlaczego tata, go tak traktował. Na dodatek, później zobaczył go, bawiącego się z jego młodszym rodzeństwem. Solace przeszedł się po obozie, aby znaleźć osobę z, którą będzie mógł porozmawiać, dla jego rozpaczy, każdy był ze swoim boskim rodzicem.
W tamtym momencie oczy Willa napełniły się łzami. Nie wiedział przez co zasłużył na takie traktowanie. Nic nie zrobił złego. Chłopak pobiegł do siebie, do kabiny. Gdy tam dobiegł zaczął płakać. Płakał cały czas, a gdy jego rodzeństwo wróciło udawał, że śpi. Nikt o nic go nie pytał.
Od tamtych wydarzeń minęło pół roku. Jego rodzeństwo spotykało ojca jeszcze parę razy. On nigdy. Chłopak zaczął się staczać, był smutny, ponury. Nie uśmiechał się już. Ledwo strzelał z łuku. O leczeniu innych nie było mowy. Chłopak się staczał, każdy to widział, ale nikt nie potrafił mu pomóc.
W końcu nadszedł dzień, wizyty bogów, herosi szykowali się, sprzątali cały obóz. A Solace? Leżał i patrzył się w sufit, bo co miał innego robić. Ojciec go nie chciał, już go nie kochał. W dodatku jego rodzeństwo, przez jego humorki, odwróciło się od niego. Chcąc nie chcąc zwlókł się z łóżka i poszedł do pawilonu jadalnego.
Tam byli już wszyscy obozowicze. Will zasiadł na skraju stołu Apolla, ludzie rzucali mi ukradkowe spojrzenia. Pewnie myśleli, że ich nie zauważy. Te pełne pogardy i pewnego zdziwienia. Blondyn już do nich przywyknął.
Rozbrzmiał gong, sygnalizujący nadejście bogów. Wczasowicze powstali, a w wejściu ukazali się bogowie. Zaczęli iść w kierunku głównego stołu. Każdy z nich miał uśmiech na twarzach.
-Witajcie-rozpoczął Zeus.- Przybyliśmy, jak obiecaliśmy, ostatnim razem. Jednak mamy do was pewną prośbę. I naprawdę, was proszę, kto nie czuję się na siłach, lub nie chce mieć nic wspólnego ze swoimi rodzicami, niech wstanie, poda uzasadnienie i wyjdzie stąd. Nie będziemy mieli mu tego za złe- nikt nie chciał się ruszyć ze swojego miejsca, każdy wpatrywał się w swojego boskiego rodzica jak w obrazek. Will westchnął i podniósł się ze swojego miejsca. Wszyscy spojrzeli się na niego jak na wariata.- Czy możesz podać swoje uzasadnienie...?-spytał Zeus.
-Jestem Will Solace, syn Apollo, panie-głowa Apolla drgnęła lekko.- Nie chce brać udziału w waszym pięknym projekcie, bo mój szanowany ojciec ma mnie gdzieś! Minęło pół roku odkąd była bitwa z tytanami, a on odwiedzał moje rodzeństwo jeszcze kilka razy. Na początku mogłem zrozumieć, jestem najstarszy, młodsi mają pierwszeństwo, ale teraz mam dość. Szczególnie po tym jak powiedział, że nie ma czasu, a potem zajmował się resztą mojej kabiny. Jasne na początku ubiegałem się o jego szacunek, starałem się, żeby powiedział mi, że jest ze mnie dumny, ale nie on wolał mnie olać. Teraz mam to gdzieś, jego i bogów! Ja po prostu nie mam siły, żeby się starać. Mam dwadzieścia lat, studia na karku...
-Idziesz na studia?-spytała zszokowana Lily.
-Studiuję medycynę. Od ponad roku, jakbyście o tym nie wiedzieli-rzekł słabo Will, w jego oczach błyszczały łzy, on nie miał już 1siły, aby cokolwiek ze sobą zrobić.-Mam nadzieję, że zadowala was ta odpowiedź. Miłego, czegokolwiek, co tu robicie-chłopak wyszedł mozolnym krokiem ruszył do wyjścia.
-Will, to nieprawda-krzyknął Martin.-Tata nie ma nas gdzieś, on nas kocha.
-Ale, mnie ma gdzieś i nic tego nie zmieni! Może i jestem przewrażliwiony! Może i jestem za stary! Ale, ja też potrzebuję uwagi, nawet nie wiecie ile! Moja mama nie żyję od roku, nie mam po co wracać, do Colorado City, a tu też mnie nic nie czeka. Mam tego już po prostu dość-ostatnie zdanie szepnął i spojrzał w oczy swojego ojca, człowieka, którego szanował bardziej, niż cokolwiek innego. On patrzył na niego w , jego oczach lśniły łzy, ale Will nie chciał ich widzieć.
Blondyn poszedł do wyjścia i skierował się ku skarpie nadmorskiej, jego ulubione miejsce. Miejsce, gdzie przez ostatni czas odnajdywał spokój. Chłopak już postanowił, co zrobi. Zamknął oczy i czekał.

Dwadzieścia lat później w pewnym szpital w Los Angeles na ostry dyżur przyjęto trzydziestosiedmioletnią kobietę, która spadła ze schodów i miała rozciętą głowę, a jej noga nabiła się na kołek. Jej przyjaciele szaleli z niepokoju.
-I co teraz, co teraz-mamrotał do siebie jej mąż.
-Spokojnie Jason-do mężczyzny podeszła pewna wysoka ciemnowłosa dziewczyna.-Piper nic nie będzie.
-Łatwo ci mówić Molly, to nie twoja żona jest ciężko ranna.
-Masz rację, to nie moja żona i przy tym pozostańmy. Słuchaj, gdyby to nie była klatka schodowa w, której było pełno sąsiadów, to bym ją uleczyła, ale tak zostaję ci ostry dyżur.
-Lekarz już idzie-podeszła do nich pielęgniarka.-Macie wielkie szczęście, bo dyżur ma nasz najlepszy chirurg. O to on...DOKTORZE TUTAJ!
-Witam, nazywam się doktor William Solace- grupka ludzi zamarła.-Jestem tu tylko na chwilę, za moment przejmie panią lekarz prowadzący, bo ja niestety jutro wyjeżdżam. Rozumie pani, sprawy służbowe. Proszę ją zabrać na salę operacyjną głowę już zszyłem, ale kołka nie da się wyciągnąć, bez operacji, pani...?
-Grace, Piper Grace-lekarz zamarł i spojrzał na swoją pacjentkę i jej towarzyszy.- Hej wam.
-Will, bogowie myśleliśmy, że nie żyjesz-szepnęła Annabeth, trzymająca na ramieniu dwuletnie dziecko.
-Ta, pozory mogą mylić. Gratulację syna.
-Dzięki-rzekła Kayla.-To mój syn, nazywa się Fred.
-Kim jest ten szczęśliwiec?
-Jake Mason.
-Wiedziałem, Connor jest mi winny pięć drachm.
-Lepiej opowiadaj, co tam u ciebie-rzekł Chris.-Ostatni raz widzieliśmy cię, dwadzieścia lat temu, kiedy pokłóciłeś się z ojcem.
-Tak jakoś wyszło. Poszedłem na studia, zacząłem tu pracować, a jako syn Apolla mam dużo przewagi. A, tak nic się u mnie nie zmieniło.
-Tato! Tato!-do Will'a podbiegła na oko siedmioletnia dziewczynka i rzuciła mu się w ramiona, on podniósł ją z łatwością.
-Hej, słońce-grupie stojącej przed nimi opadły szczęki.-Co cię tutaj sprowadza?
-Przyszłyśmy cię odwiedzić, Will-do zebranych podeszła ciemnowłosa kobieta, zarzucając swoje włosy do tyłu. Spojrzała na grupkę stojącą przed jej mężem.-Nie wiedziała, że masz pacjentów, poczekam na zewnątrz.
Nie, trzeba. To są moi starzy znajomi. Od lewej Hazel, Frank, Molly, Austin, Kayla, Leo, Jason, Annabeth, Martin, Lily, Reyna i Chris. To jest moja żona Mia, a to nasz córeczka, Savannah.
-Miło poznać-pierwszy mowę odzyskał Frank.
-Tak- Solace potarł kark z zakłopotania.- Sala operacyjna jest tam. Może przejdziemy do gabinetu?
-Jasne, skarbie-uśmiechnęła się Mia.- Miło było was poznać.
Grupa patrzyła na odchodzącego mężczyznę. Ich przyjaciela, który był najdzielniejszy z nich, bo nie bał się powiedzieć tego, co sądzi o bogach i ich zachowaniu. Gdy następnego dnia przyjechali do Piper, jego już nie było. Wyjechał, zamknął oczy, bo nie chciał pamiętać.

Hej! To znowu, ja wiem, że to coś, co napisałam jest beznadziejne, ale miałam taką ochotę.
Ogólnie dziękuję, że ktoś pamięta o tym blogu, bo z tego co widziałam, codziennie ktoś tu zaglądał.
Jest już październik. W tym roku jest to mój ulubiony miesiąc. Dokładnie 22 PAŹDZIERNIKA wychodzi ostania cześć serii „Olimpijscy Herosi”, „Krew Olimpu”.
Mam nadzieję, że wyczekujecie tej książki tak samo niecierpliwie jak ja. Mam tylko nadzieję, że Rick nie zabiję mi Leo, jak mówią plotki.
Jeszcze raz przepraszam, za długą nie obecność.

Wasza MysteryHope

czwartek, 4 września 2014

LIEBSTER BLOG AWARD

Przepraszam, za nieobecność, ale byłam na wakacjach.
 Jak głosi tytuł zostałam nominowana do LIEBSTER BLOG AWARD przez Breeze.

1. Od kiedy piszesz bloga?
 Od dwóch miesięcy.
2. Dlaczego piszesz bloga?
 Od dawna pisałam opowiadania, ale zawsze bałam się je komukolwiek pokazać, jednak w te wakacje nadeszła pora na zmiany.
3. Co daje Ci pisanie?
 Satysfakcje. Lubie czytać pozytywne komentarze, bo widzę, że komuś podoba się to co pisze. Nawet te negatywne mi coś dają, bo wiem co muszę poprawić.
4. Jaki jest Twój ulubiony książkowy bohater?
Hmm...Trudno wybrać bohaterów jest bardzo dużo, ale moim ulubionym bohaterem jest Syriusz Black i James Potter. Kocham ich obojgu, tak jak resztę Huncwotów, ale to dzięki nim polubiłam opowiadania i to o nich pisałam pierwsze opowiadania. 
5. Jakiej muzyki słuchasz?
 To zależy od nastroju Adel, AC/DC, Bon Jovi i wiele wiele innych.
6. Jaki jest Twój ulubiony film?
 Harry Potter, Władcy Pierścieni i wszsytki trzy części Batmana
7.  Co najbardziej lubisz w swoim blogu?
 Szablon i to, że opowiadania pisze akurat, jak coś mi przyjdzie do głowy. 
8. Co jest Twoją największą zaletą, a co największą wadą?
Zaleta-wielka wyobraźnia, wada-strasznie szczera.
9. Jakie cechy powinna posiadać dobra książka?

Powinna być tajemnicza, zawierać w sobie trochę magii. I, bez obrazy, zero miłości ludzi i wampirów, to się robi oklepane.
10. Gdyby można było żyć w świecie z książki to co byś wybrał/a? 

 Wybrałabym życie w świecie magii, ale to nie musi być Harry Potter. Po prostu chciałabym, aby moje życie nie było monotonne. 
11. Czym się interesujesz?

 Kocham czytać, pisać opowiadania, robić zdjęcia, pływać, nurkować i podróżować. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

3."...zostaniesz z nami na noc?"

Promienie wschodzącego słońca padły na twarz, Willa Solace. Chłopak od zawsze był rannym ptaszkiem. Co się dziwić syn Apolla, od małego wstawał wcześnie rano, to był jego zwyczaj, który nie zbyt towarzyszył byciem syna boga Słońca. Will od dziecka musiał wcześnie wstawać i pomagać jego mamie, która pracowała w pięciu sklepach na zmianę, za marną pensje, aby tylko utrzymać siebie jej syna i jej męża. Na samo wspomnienie swojego ojczyma pięści Willa zacisnęły się. Greg, bo tak miał na imię ojczym chłopaka, był leniwy. Całymi dniami siedział w domu i nic nie robił. Gdy Will wracał ze szkoły do domu, zawsze na powitanie dostawał od niego z pięści w brzuch. Nigdy nie powiedział tego swojej mamie, nie chciał przysporzyć jej więcej zmartwień. Nawet teraz na brzuchu miał wielkie blizny, pamiątki po jego ojczymie.
Will przetarł oczy i wstał ze swojego łóżka. Noc, była bardzo gorąca i większość chłopaków z jego kabiny spała, bez koszulki. Jednak nie on, jego blizny, nikt o nich ie wiedział, nawet jego ojciec, Apollo. Chłopak czuł złość na ojca. To przez niego jego mama, nie skończyła studiów, jej rodzice zerwali z nią kontakt i byli skazani na Grega. Solace porwał swoją gitarę i wyszedł na dwór, była szósta rano, śniadanie zawsze było o dziewiątej. Poszedł nad strumień, usiadł i zaczął wygrywać melodie
To była pierwsza piosenka, którą nauczył się grać, to dzięki niej utrzymywał siebie i jego skromne wydatki i pomagał mamie w opłaceniu rachunków. Will miał wielki talent, ludzie to docenili i dawali mu trochę pieniędzy.
Syn Apolla nie narzekał, znosił wszystkie nie dogodności losu, nawet to, że jego ojczym go bił. Do czasu, aż skończył rok temu dziewiętnaście lat. Wtedy jego mama i Greg mieli wypadek, ten leniwy idiota jechał pod wpływem alkoholu, gdy jego mama chciała prowadzić, on ją uderzył. Mieli wypadek, jego mama zginęła na miejscu, a jego ojczym podczas operacji. Will został sam, nikt z obozu nie wiedział o tym, że został bez pieniędzy, dachu nad głową i kogoś, kto mógłby się nim zająć.
Oczy Willa zaszły łzami, dzisiaj mijał rok od jej śmierci. Chevron zaczął się już niepokoić, dlaczego chłopiec nie wracał do domu do matki. Wiedział, że musi to komuś powiedzieć. Chociażby, swojemu rodzeństwu, ale na razie nie miał zamiaru tego robić, musiał poczekać jeszcze trochę, aż on sam przywyknie do tego. Jak na razie w głowie planował strategię na dzisiejsza lekcję strzelania z łuku.
Lekcja strzelania zaczęła się punktualnie o wpół do jedenastej. Elizabeth skrzętnie odmawiała udziału w lekcji, lecz Will zdołał ja przekonać i powiedział, że jej pomoże. Syn Apolla stanął za nią i ustawił ją w pozycji do strzelania.
-Teraz, delikatnie puść cięciwę-wyszeptał. Dziewczyna zrobiła to o, co prosił,ale wyczuła również zmianę w głosie chłopaka. Jego głos był dziwnie chrapliwy i brzmiał jakby miał się rozpłakać.
Łup! Strzała wpadła w sam środek tarczy. Lizzy stała jak wryta, jeszcze nigdy nie udało jej się wystrzelić prawidłowo strzały.
-Dziękuje-powiedziała Liz i cmoknęła Willa w policzek, a ten się zarumienił. Brunetka odrzuciła swoje długie włosy i pobiegła usiąść koło Percy'ego i Nico.
-Ktoś lubi Liz-do Willa podbiegł Connor, jego najlepszy przyjaciel.
-Raczej ty-odparł Solace.-Wczoraj świetnie się z nią bawiłeś.
-Świetna kumpela, ale nic więcej.
-Tak samo jak u mnie.
Następną lekcją była szermierka i syn Apolla musiał przyznać, że nie miał ochoty walczyć, szczególnie, że jego partnerem miała być Annabeth, a nie chciał narazić się Percy'emu. Poza tym jego brzuch zaczął go nie bezpiecznie boleć.
-Jesteś gotowy Will?-do chłopaka podeszła Annabeth.
-Jasne, zaczynajmy-odparł i gdy tylko wstał poczuł wielki ból.
-Nic ci nie jest?
-Nie wszystko dobrze. Źle stanąłem.
-Ok-Annabeth chyba mu nie wierzyła, ale nic nie powiedziała.
Walka się zaczęła. Od razu można było powiedzieć, że Annabeth mimo tego, że walczyła sztyletem miała, dużą przewagę. Will ledwo nadążał z odparowaniem ciosów. Był niewyspany, ból brzucha i świadomość, że to już rok od śmierci jego matki nie pomagały mu w ogóle. Nagle rozległ się dźwięk jakby coś się rozdarło. To Annabeth zamachnęła się sztyletem i porwała koszulkę Willa na pół. Na dodatek córka Ateny podcięła mu nogi, tak że upadł na podłogę areny. Rozległy się brawa, każdy klaskał i wykrzykiwał imię córki Ateny.
-Will!-usłyszał głos dziewczyny Percy'ego.- Co ty masz na brzuchu?
Cały obóz zebrał się, aby zobaczyć o czym mówi blondynka. Brzuch chłopaka był cały czerwony, miał pełno blizn. Syn Apolla nie słyszał już pytań kolegów, bo po prostu zemdlał.
Obozowicze zamarli, nie mieli pojęcia, co to jest.
-Zanieśmy go do szpitala-odezwała się Thalia i chwyciła Willa pod pachami. Frank złapał go za nogi. Tłumek obozowiczów poszedł za nimi. Nikt nie wiedział co się stało. Każdy wiedział, że Annabeth tego nie zrobiła.
-Musimy połączyć się z tatą-z szpitala wyszła Kayla, córka Apolla i przyrodnia siostra Willa.- Austin biegnij z nim porozmawiać przez tęcze.
W tym samym czasie na Olimpie
Na Olimpie trwała długa narada, połowa bogów powoli przysypiała na swoich tronach. Zeus i Atena dyskutowali o tym, że nie długo powinni odwiedzić swoje dzieci. Oczywiście, musieli wszystko ustalić. Nawet Artemida powoli już zasypiała. Apollo siedział na swoim tronie. On jako nieliczny nie spał. Od świtu miał jakieś złe przeczucie, że zdarzy się coś nie dobrego.
-Tato!?-bogowie ocknęli się z amoku i spojrzeli na zapłakaną twarz jakiegoś chłopca. Miał może jakieś czternaście lat, blond włosy i niebieskie oczy. Bogowie patrzyli na niego nie rozumiejąc, co się dzieje.
-Austin?-Apollo był w szoku, bogowie patrzyli na niego i na chłopca.-Co się stało?
-Potrzebujemy twojej pomocy.
-Chodzi o któregoś z herosów?-spytała jak zwykle opanowana Atena.-Mam nadzieje, że nie chodzi o Annabeth, lub któreś z moich dzieci.?
-Nie, lady Ateno. Chodzi o Willa-świat Apolla zamarł. Will był jego ulubionym synem. Mimo, że na takiego nie wyglądał to bardzo się troszczył o swoje dzieci. Will Solace najlepszy łucznik i niesamowity medyk. Apollo był z niego dumny, jak z nikogo innego nie był. Bóg Słońca nie wiedział zbyt dużo o jego życiu. Will był chodzącą zagadką. Nawet nie wiedział, że Will jest jego synem. Apollo nie miał pojęcia, że matka Willa, Anna jest w ciąży. To była jedna krótka noc, bóg prędko o niej zapomniał, ale dziewięć lat później, jakie było jego zdziwienie, gdy zorientował się, że ten wspaniały łucznik jest jego synem. Apollo otrząsnął się ze swoich rozmyślań.
-Co się stało?-szepnął.
-On...Mieliśmy dzisiaj trening szermierki, Will nie czuł się dobrze od samego początku. Nikt tego nie zauważył. Walczył z Annabeth ona niechcący rozcięła mu koszule i podcięła mu nogi. Każdy zaczął mówić, że Annabeth wygrała. Jednak ona upuściła swój sztylet i wtedy zobaczyliśmy jego brzuch. On jest cały czerwony i wygląda jakby ktoś go pobił-Apollo stanął na nogi. Nie mógł uwierzyć w, to co słyszy.
-Apollo-z jego myśli wyrwał go głos Zeusa.-Myślę, że powinniśmy, wszyscy się udać do obozu.
-Jasne-Apollo tylko pstryknął palcami i już go nie było. W oczach Artemida pojawiła się iskierka. Dopiero teraz zauważyła, że jej brat troszczy się o swoje dzieci.
Powrót do Obozu
Apollo wbiegł do szpitala, jego dzieci spojrzały na niego zamglonym wzrokiem. Jednak, gdy go zobaczyli odetchnęli z ulgą. Bóg Słońca podszedł do swojego najstarszego syna i jęknął. Na brzuchu chłopaka były widoczne ślady pobicia.
-Możesz go uleczyć?-do ojca podeszła Kayla. Apollo ją przytulił.
-Mogę wyeliminować ból, ale blizny pozostaną-bóg podszedł do swojego syna i zaczął wypowiadać, zaklęcie lecznicze. Wszystko co mogli zrobić to siedzieć i czekać. Każdy siedzący w tej przerażająco białej sali zastanawiał się, co mogło mu się stać. Po pary chwilach Will zaczął się mieszać i budzić. Wszyscy ludzie odetchnęli z ulgi.
-Will, synu jak się czujesz?
-Co ty tu robisz?-oczy Willa wyrażały wściekłość.
-Straciłeś przytomność. Powiedz, kto ci to zrobił.?-Apollo uśmiechnął się łagodnie do syna. Chłopak wstał z łóżka, przy wielu protestach swojego rodzeństwa i ojca.
-Wszystko można zmienić, rodziny NIE!- wszyscy dali mu mylący wygląd-Nienawidzę cię!-wrzasnął do Apollo.-Zmarnowałeś mi życie-wyszeptał i uciekł z sali szpitalnej.
 Na zewnątrz stali półbogowi z ich pobożnymi rodzicami. Gdy zobaczyli otwierające się drzwi od zatoki medycznej, mieli nadzieję, że ktoś im powie o co chodzi. Jednakże, pomylili się. Przez drzwi wybiegł chłopak, od którego wynikło tyle zamieszania. Will Solace wybiegł i ruszył w kierunku jeziora. Za nim wyszedł Apolla ze smutną miną i jego dzieci, które szeptały coś między sobą.
-Co się stało, braciszku?-do boga Słońca podeszła Artemida.
-Nie wiem-szepnął.-Po prostu krzyknął, że mnie nienawidzi i, że zmarnowałem mu życie. Czy wiecie może o co mu chodziło?-spytał swoich dzieci
-Nie-odparła Kayla.-Chociaż...Dzisiaj od rana dziwnie się zachowywał, rano wyszedł z pokoju wczesnym ranem, gdy wrócił był cały we łzach. W ręku trzymał swoją gitarę. Potem było normalnie, aż do szermierki.
-Tato-rzekł Martin.- powinieneś też wiedzieć, że Will od tamtego roku jest tu na stałe już nie wraca do domu na święta, rok szkolny lub wakacje. On cały czas siedzi tutaj i trenuje łucznictwo.
-A, co z Anną? Przecież z tego co się orientuję, to ona zawsze kazała mu wracać. On zresztą też wracał do domu bardzo chętnie.
-Anna i Will są bardzo zżyci-rzekła Hestia, patrząc w ognisko stojące, blisko sali medycznej.
-Poczekajcie mama Willa nazywa się Anna Solace?!-wykrzyknął Hades.-Przecież Anna Solace nie żyje. Zmarła rok temu, wraz se swoim mężem, Gregiem wypadku samochodowym.
-Co?!-krzyknął Apollo.-Dlaczego, ja nic o tym nie wiedziałem, co?! A, wy coś wiedzieliście?
-Nie tato-odparła Molly, najmłodsza mieszkanka kabiny Apolla.
-Zaraz!-rzekł Nico.- Ta Anna i ten Greg? Przecież on spowodował ten wypadek, bo nie chciał puścić ją za kierownice. Zginęli w wypadku. Z tego co wiem Anna jest na Polach Elizejskich, a Greg to już do niego-wskazał palcem na Hadesa.
-Lepiej, pójdę znaleźć Willa.
Apollo pobiegł w kierunku jeziora. Nigdzie nie było widać jego syna. Nagle nad jeziorem rozległ się dźwięk gitary. Apollo pobiegł za dźwiękiem. W pewnym zacienionym miejscu nad brzegiem wody, siedział Will.
-Will-chłopak podniósł głowę.
-Ja przepraszam, tato. Ja nie chciałem. Dobrze wiem, że nie wiedziałeś, że mama była w ciąży ze mną.
-Will, kto ci to zrobił?
-To nic takiego. To był Greg-dodał pod naciskającym spojrzeniem ojca.-Gdy wracałem do domu ze szkoły, on zawsze bił mnie w brzuch na powitanie. Mama nie skończyła studiów, pracowała na pięć zmian w pięciu sklepach naraz. I tak nie mieliśmy pieniędzy, aby żyć w miarę. Dlatego ubłagałem mamę, aby mi kupiła tę gitarę. Za nią zarabiałem na czynsz, zakupy i małe zachcianki mamy. Gdy mama czegoś chciała wspominała o tym raz, albo patrzyła się na to w sklepie. Pamiętam jak patrzyła na parę sandałów, kiedy jej stara para się rozpadła. Gdy jej je kupiłem, przez miesiąc mi dziękowała. Greg był leniwy, nie pracował, pił. Znosiłem go, nic nie mówiłem, bo nie chciałem, aby miała więcej zmartwień. Dopiero dwa lata temu powiedział mi, że wyszła za Grega tylko po to, aby potwory mnie nie wyczuły. Znosiłem Grega przez dziewiętnaście lat mojego nędznego życia, jak widać musiałem doznać jakiegoś krwotoku wewnętrznego. I przepraszam tato za to, że powiedziałem że cię nienawidzę. To nie jest prawda-Apollo zrobił coś, czego nigdy nie robił w obecności Willa, przytulił go, a chłopak zaczął płakać.
-To ja cię przepraszam, synu. Powinienem się interesować, waszym życiem rodzinnym nawet jeśli wasze matki mnie nie lubią.
-Mama cię bardzo lubiła. Zawsze mi o tobie opowiadała.
-Czemu nikomu nie powiedziałeś, że Anna nie żyję?
-Skąd to wiesz?
-Hades.
-Ok. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, ja nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Sam musiałem do tego przywyknąć.
-Do śmierci mamy?
-Nie. Do tego,że zostałem bez domu, pieniędzy i szkoły.
Apollo siedział z synem jeszcze tak przez godzinę. Dowiedział się jak wyglądało życie jego syna, przez co musiał przechodzić . Po godzinie szlochanie chłopca ustało. Apollo spojrzał na niego i zobaczył, że chłopak powoli przysypiał. Bóg muzyki uśmiechnął się i teleportował się z synem do kabiny numer siedem. W środku siedziały jego dzieci, pogrążone w cichej rozmowie. Zapewne dotyczącej Willa. Gdy ich ojciec pojawił się w ich kabinie, rozmowy się skończyły, każdy patrzył się na dwie postacie, które dopiero co pojawiły się kabinie.
-Tato!-wykrzyknął Austin, widząc Apolla i Willa.-Wszystko w porządku?
-Tak. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Nikt nie ma do nikogo żalu. I stwierdzam jedno, jest was tylko sześcioro, dlatego chce wiedzieć o was wszystko. Widzicie mama Willa nie żyje, zginęła w wypadku. Te blizny na jego brzuchu zrobił jego ojczym, Greg. On też nie żyję. Will stracił wszystko dom, pieniądze, dlatego bardzo was proszę wspomóżcie go. Nie ma za co opłacić swoich studiów, które, a nie długo zacznie się rok szkolny. Nie mówię, że od razu macie dawać mu pieniądze, ale wesprzyjcie go dobrym słowem-zakończył swoją przemowę i przyjrzał się twarzą swoich dzieci. Na każdej z nich malował się szok, ale także zrozumienie.
-Rozumiemy-powiedziała Lily, miała dopiero czternaście lat i była w ogóle nie podobna do swojego ojca. Dziewczynka miała rude włosy i brązowe oczy.- Mam takie małe pytanie,...
-...zostaniesz z nami na noc?-wypalił w pośpiechu Austin i od razu spłonął rumieńcem. Bał się, że ojciec go wyśmieję. Apollo zszokowały te słowa, przez pierwsze sekundy nie wiedział, co odpowiedzieć. Potem, gdy pierwszy szok minął uśmiechnął się szeroko, lśniąc swoimi białymi zębami
-Jasne-odpowiedział. Jego dzieci jak na zawołanie uśmiechnęły się i zaczęły zgarniać, swoje piżamy i ustawiać się w kolejce do łazienki. Bóg Słońca wyjrzał przez okno, na niebie świecił księżyc. Gdy tu przybył była osiemnasta, a teraz jest już ciemno. Wiedział, że on i jego syn przegapili kolacje, ale czego się nie robi w imię dziecka.
 W tym samym czasie Artemida szukała swojego brata, wraz zresztą bogów. Wszyscy się o niego bardzo martwili, nie pojawił się na kolacji, a gdy wyszedł ze szpitala był jakiś smutny i przygaszony.
-Gdzie on może być?-szepnęła do siebie i dodała już głośniej.-Jak myślicie ile minie czasu zanim Liz powie im kogo jest córką?
-Coś mi wspominała, że chce to powiedzieć, na ognisku w ten piątek-rzekł Posejdon, odkąd ożywiono jego córkę chodził jeszcze bardziej szczęśliwszy. - I mówi, że parę osób wie, bo musiała podtopić twojego syna, Hermesie, z tego co mi się zdaję Connora-bogowie zachichotali na widok oburzonej miny Hermesa.
-Ale, że moja córka jeszcze tego nie odgadła, przecież to jest takie logiczne. Ona wygląda jak ty i Percy. To jest niedopuszczalne.
-Z całym szacunkiem, ale możemy się skupić na szukaniu mojego brata?-spytała Artemida.
-Oczywiście.
-Może pójdziemy po prostu do kabiny numer siedem. Jest już dosyć późno i chce mi się spać-powiedział Dionizos, który również został zaciągnięty do poszukiwań brata, bogini łowów.
-To nie jest taki głupi pomysł-rzekła Atena. Bogowie ruszyli w stronę domku boga muzyki. W domku światło było zgaszone, nie dochodziły z niego żadne dźwięki. Demeter otworzyła cicho drzwi i od razu się uśmiechnęła.
-Spójrzcie-i wskazuje na coś palcem. Bogowie uśmiechają się, wszystkie dzieci boga muzyki śpią, a wraz z nimi sam Apollo, obejmując jego najstarszego syna.

No i koniec rozdziału, stwierdziła, że muszę pokazać bogów od dobrej strony. Trochę znudziło mi się słuchanie o złych bogach, którzy nie szanują swoich dzieci. Ogólnie mam nadzieje, że się podoba. Proszę o komentarze.

MysteryHope