niedziela, 26 października 2014

4."...córka Posejdona i moja starsza siostra."

Piątek, dzień ogniska. Dla wielu dzień idealny. Lecz nie dla Zoey. Dziewczyna była w obozie już tydzień i nadal nie mogła znaleźć sobie jakiś znajomych . Wszyscy byli zajęci tylko tą nową dziewczyną z Elizjum, Elizabeth. Czarnowłosa była nowa w te klocki i nie miała pojęcia, jak to jest możliwe.
Czarnowłosa westchnęła. Wątpiła w to, że jest tu ktoś ją zrozumie. Patrząc na wszystkich Obozowiczów, od razu się wdziało, że są młodsi od dwudziestolatki. Panna Hunter była bardzo dobrym obserwatorem. Jako studentka prawa, na najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku , czarnowłosa potrafiła powiedzieć, coś o dopiero co poznanej osobie, już po minucie znajomości. Tak i było za tym razem, rozglądając się po Obozie Herosów z miejsca w, którym nikt jej nie mógł znaleźć. Zoey oglądała Percy'ego i Annabeth trzymających się za rękę, spacerujących po brzegu plażowym. Katie uciekała za Travis'em, który chciał jej wręczyć różę. Zoey pokręciła głową, psychicznie zakładając się sama ze sobą o to, że w końcu ta dwójka będzie razem.
Piper szła wraz z Kaylą, córką Apolla. Odkąd Jason wyjechał wraz z Reyną do rzymskiego obozu, stała się bardzo markotna. Oczywiście, każdy wiedział, że Jason wróci niedługo i wtedy znów będzie tą samą zabawną i miła Piper, jaką wszyscy znają.
Po drugiej stronie Nico, Connor, Chris i Clarrise ustawiali dowcip, który chcieli zrobić Liz i Will'owi. Od pamiętnego pocałunku w policzek, chłopcy stali się nie ugięci i stawiali ich w niezręcznych sytuacjach. Jakoś, tak przedwczoraj zamknęli ich w zbrojowni, w najmniejszej części, gdzie trzymali wszystkie przedmioty czyszczące. Jak się później okazała, był to bardzo zły pomysł. Lizy i Will prawie się tam nie zabili. Po minucie mieli już dosyć swojego towarzystwa. Na całe szczęście nie było tam, żadnej broni, ani niebezpiecznych chemikaliów. Chejron był bardzo nie zadowolony, prawdę powiedziawszy był wściekły i to bardzo. Żaden z Obozowiczów nie widział, go nigdy wcześniej tak wściekłego. Z tego, co mówiły plotki od dzieci Afrodyty, kazał im, zamiast harpiom, sprzątać po obiedzie.
-Hej, co ty taka zamyślona-obok niej odezwał się czyjś rozbawiony głos. Czarnooka podskoczyła z zaskoczenia nie miała pojęcia, że ktoś ją tu znajdzie.
-Co, do...?!Leo! Co ty sobie myślisz, zawału o mało, co przez cienie nie dostałam.
-Ciebie też miło wiedzieć, Zoey- chłopak uśmiechnął się promiennie, ukazując jego śnieżnobiałe zęby. Zoey dopiero teraz miała szansę przejrzeć się synowi Hefajstosa. Miał on czarne, osmalone włosy, jego oczy miały niespodziewany głęboki brązowy kolor oczu. Jego twarz była pokryta smarem. Z tego, co dziewczyna zdążyła zaobserwować, to chłopak zawsze chodził uśmiechnięty. Nie ważne, czy działo się źle, czy dobrze. Czy ludzie chcieli płakać lub mieli ochotę się schować w głębi siebie i nigdy nie wyjść. On zawsze każdego rozśmieszał, taki już był Leo.
-Czego chcesz, chciałem się zapytać, czemu siedzisz sama, na skraju lasu, obserwując każdego z nas po kolei.
-Lubię obserwować ludzi, to pomaga mi ich zrozumieć. Wiesz każdy z nas jest inny, zachowuje się inaczej przy każdej osobie.
-Na przykład?
-Spójrz na Liz i Connor'a, znają się dopiero tydzień i już się świetnie ze sobą dogadują. Jednak Will i Lizzy to już inna sprawa. Oni się po prostu się nie znoszą, tak musi być. Jednak, gdyby próbowali się bliżej poznać, to naprawdę mogli by zostać, najlepszymi przyjaciółmi.
-Wow. Skąd to zainteresowanie, obserwowaniem ludzi?
-Studiuję prawo, w najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku..
-Serio? Nie miałem pojęcie, że taką fajną dziewczynę jak ty, interesuję prawo.
-Lubię pomagać, ludziom, a przez to będę mogła coś zmienić. Mam nadzieję-ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem.
-Nie łam się, zawsze będziesz miała poczucie, że coś chciałaś zrobić. A jeżeli, nie będziesz mogła to ludzie są po prostu za głupi, aby to zrozumieć.
-No, no, panie Valdez nie wiedziałam, że możesz powiedzieć coś mądrego.
-Wiesz, ja też czasami mam przebłyski inteligencji.
-Nigdy w tonie wątpiłam- rzekła Hunter.- Musisz przyznać, że myślenie to nie jest twoja najmocniejsza strona.
-Jestem bardzo inteligentny.
-Jak sobie chcesz. Tak w ogóle, jesteś chyba w podobnym wieku, co ja, nie myślałeś może o studiach.
-Właściwie dostałem się na studia mechaniczne. Wiesz budowa maszyn i tak dalej.
-To niesamowite! Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś tego nikomu, bo to nie jest coś czym chce mi się chwalić.
-Jesteś głupi Valdez.
Elizabeth chodziła po obozie zdenerwowana jak nigdy. Właśnie dziś miała powiedzieć, kogo jest córką. Wiedziała, że Percy, Nico, Chris, Connor i Leo nie mają problemu z jej mocami i tym, że jest córką Posejdona. Thalia ją akceptuje, ale co z Jasonem i Hazel?. A, co z tym, że każdy z bogów ją uwielbia, kocha ją.
-Lizzy! Lizzy!-dziewczyna uśmiechnęła się, gdy usłyszała głos swojego kuzyna.
-Co się stało, Nico?
-Wyszedłem z domku i zobaczyłem ciebie, idącą jak struta.
-Co się dziwisz, od dziś wszyscy będą wiedzieć, kto jest moim ojcem, to jest najbardziej stresująca rzecz na świecie.
-Najbardziej, stresującą rzeczą na świecie jest bycie synem Hadesa. Każdy się na ciebie patrzy jakbyś miał za moment kogoś zabić.
-Wiesz, twoja aura na Olimpie i w Podziemiach mówi śmierć i to bardzo.
-Dlaczego, nikt mi nie mówił tego? Nie wiem jakieś perfumy, czy coś-Lizzy skrzywiła się lekko.
-Powinieneś porozmawiać z ojcem, ale nie sądzę, żeby ci pomógł, wiesz aura śmierci pomaga Hadesowi.
-Wiesz, pomoc ojca, nie jest najlepszym pomysłem, ale dzięki za ideę-Liz wybuchnęła śmiechem.
-Oj, di Angelo! Jesteś moim ulubionym kuzynem.
-Znasz mnie najdłużej ze wszystkich, to ty nauczyłaś mnie władać cieniem, abym mógł podróżować.
-Pamiętasz, aby jej nie nadużywać.
-Pamiętam , pamiętam. Czasami zachowujesz się gorzej od Demeter.
-Ja?! Jak Demeter? Nigdy! Po pierwsze nie jestem tak wiekowa jak ona. Po drugie ja, jakoś wyglądam. Po trzecie nienawidzę zboża-na ostanie oboje kuzynów zadrżało. Jeżeli już coś łączył oboje, jak i ich ojców to nienawiść do zboża.
-Wiesz, że mówisz jak Will? On też mi każę oszczędzać moc. Bo inaczej zginę. Wiesz, jego moc, jako syn Apolla mówi tylko i wyłącznie „Słaby Nico”.
-I w tym się z nim zgodzę. Nie możesz nadużywać swojej mocy, to może ci poważnie zaszkodzić.
-Na przykład?
-Staniesz przed swoim ojcem, nie jako syn, ale jako duch. I wtedy będziesz musiał się go słuchać, jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
-Ok, tym mnie przekonałaś. To, co idziemy na łucznictwo?
-Ta, nie ma to jak najgorsze zajęcie z samego rana. Głupia klątwa Apolla.
-Jaka klątwa?
-Nic nie wiesz?-zdziwiła się zielonooka.-Apollo rzucił na dzieci Hadesa i Posejdona klątwę i przez to nie możemy strzelać z łuku. Nie ważne, jak będziemy próbować, a i tak nigdy nie trafimy do celu. Oczywiście, jak byłam duchem, to nie działało, bo tam musiałam służyć w wojskach twojego ojca.
-Ale, dlaczego Apollo nas przeklnął?
-Poszło o Oriona. Wiesz, doskonale, że był on synem mojego ojca. Był doskonałym łucznikiem, ale strasznie podobała mu się Artemida. Więc, Apollo, który bardzo się troszczy o swoją siostrę rzucił na nas klątwę i kiedy Hades nie chciał umieści mego brata na Łąkach Asfodelowych, tylko w Elizjum...
-Ta już wszystko rozumiem.
-Hej!-usłyszeli krzyk Willa.- Macie zamiar tam tak stać i rozmawiać, czy przyjdziecie tu i poćwiczycie razem z nami.
-Już idziemy nie denerwuj się tak, Złotowłosy-rzekła Liz.
-Jak mnie nazwałaś?
-Złotowłosy. Bardzo to do ciebie pasuję. Masz takie lśniące blond włosy, a w słońcu wydają się, żę iskrzą- niektóre osoby wybuchnęły śmiechem na komentarz brązowowłosej.
-Koniec tych śmiechów!-krzyknął zdenerwowany Solace.- Wracamy do ćwiczeń.

Tego samego dnia, Leo chodził wokół jeziora. Rozmyślał nad tym, co mu powiedziała Zoey. Dziewczyna była naprawdę nie zwykła. Potrafiła nieźle dogadać, tak samo, jak...Leo westchnął, wiedział, że czym prędzej, czy później będzie musiał odnaleźć Calypso. Przysiągł jej na rzekę Styks, a doskonale zdawał sobie sprawę, że nie można tego złamać. Już od paru miesięcy, starał się złożyć jakoś kulę Archimedesa z kryształem z groty niesamowitej dziewczyny.
Tak bardzo za nią tęsknił. Miał nadzieję, że jego marzenie się spełni i odnajdzie ją.

Percy, chodził cały dzień zdenerwowany. Chciał już móc normalnie rozmawiać z Lizzy. Z tego co opowiadał o niej ojciec, świetnie walczyła, umiała kontrolować swoje moce. Była bardzo odważna. W Podziemiach była głównodowodzącą wojsk Hadesa. Miała świetny kontakt ze wszystkimi, szczególnie z samym Panem Umarłych, który naprawdę traktował j ja rodzinę.
-Percy! Percy!-chłopak odwrócił się na głos Annabeth.- Bogowie już przybyli, powiedzieli, że mają ważną sprawę. Znaczy się, chcą powiedzieć czyją córką jest Elizabeth i muszą iść na pilne posiedzenie rady olimpijskiej.
-Już idę
-Jak myślisz, kto jest boskim rodzicem, tej dziewczyny?
-Nie wiem.
-Ja myślę, że to będzie albo Afrodyta, albo Ares. Dziewczyna świetnie walczy i lubi się kłócić. Z drugiej strony jest jednak bardzo piękna i umie przekonywać, więc może jest jak Piper.
-Może, kto wie-Percy pociągnął Annabeth za sobą na ognisko, gdzie zajęli wygodne miejsca.
-To chyba możemy już zacząć-rozpoczął Zeus.- Otóż zebraliśmy się tutaj, aby odgadną kto jest boski rodzicem tej tutaj, Elizabeth Rodriguez. Jest to osoba związana ze mną dosyć mocno. Jest to bóg. Nie bogini. Jej ojciec jest narwany, niepohamowany w swoich czynach. Często robi, a potem myśli- ludzie zaczęli się patrzeć, to na Percy'ego, to na Posejdona.
-Mówiąc krótko-odezwał się Władca Morza.- Liz to moja córka.
-Co?!-zdziwił się Malcolm, syn Ateny.-Dlaczego tego nie odgadliśmy?
-Bo, dzieci Posejdona rządzą.- Percy i Liz przybili sobie piątkę. Chłopak objął swoją siostrę ramieniem, a ona wybuchnęła śmiechem an miny zgromadzonych herosów. Nagle nad jej głową pojawił się trójząb, a na ramieniu tatuaż o takim samym kształcie.
Obozowicze, zaczynali klaskać i wiwatować, powoli wychodząc z szoku.
-Wiwat Elizabeth Rodriguez, córka Posejdona i moja starsza siostra!-wykrzyknął Percy.

Wiem. Przepraszam, zawaliłam, ale mam urwanie głowy. W domu, jak i w szkole. Mam nadzieję, że nie zawiodłam wasz, aż tak bardzo. Proszę o komentarze.
Poza tym, bardzo chciałam podziękować, za ponad 1000 wejść na mój blog.
Pozdrawiam MysteryHope

P.S. Co sądzicie o moim opowiadaniu, o Willu?


czwartek, 23 października 2014

Miecz 2

 Hej! Przepraszam, wiem, że obiecałam wam rozdział, ale niestety mam problem z komputerem( piszę od koleżanki z domu). Rozdział powinien pojawić się w piątek, bo to właśnie wtedy komputer wraca z naprawy.
 Właściwie piszę tu w innej sprawię... Jak już wiecie, wczoraj 22 października wyszła do sklepów "Krew olimpu", Powiem tylko, że zakochałam się w tej książce, /nie odeszłam od niej póki jej nie skończyłam. Jest świetne jak zwykle, chociaż ja napisałabym dłuższe zakończenie. Naprawdę polecam.
 MysteryHope

poniedziałek, 13 października 2014

Zamknął oczy, bo nie chciał pamiętać

Hej, przepraszam, że mnie tak długo nie było. Rozdział się pisze i do końca następnego tygodnia być gotowy. Jak na razie mam dla was małe opowiadanie o dzieciach jednego z moich ulubionych bogów-Apollo.
Wojna z tytanami skończyła się. Kronos był pokonany. Obozowicze wracali z Nowego Jorku. Dzięki Percy'emu, półbogowie byli szczęśliwi. Od dziś będą mogli spędzać czas z rodzicami. Wszystko się zmieni, będziemy doceniani, bardziej szanowani. Rodzice o nas nie zapomną”

Will z żalem przypominał sobie słowa, które wypowiadała wtedy Annabeth. Cieszył się wtedy jak głupi, nie miał tylko pojęcia, że jego ojciec będzie miał do niego jakiś żal. Bóg muzyki, odwiedził każde swoje dziecko
Austina, który miał dopiero czternaście lat. Blond włosy i zielone oczy. Był jednym z najlepszych śpiewaków, a jego matka zginęła, gdy miał sześć lat. Od tamtego czasu błąkał się po świcie, póki nie znalazł go satyr. Dlatego blondyn mógł zrozumieć, dlaczego ojciec rozmawiał z nim jako pierwszym.
Molly, na jej wspomnienie Will od razu się uśmiechnął. Ta śliczna brązowowłosa ośmiolatka, potrafiła każdego rozbawić. Była doskonałą w każdym rodzaju sztuki. Pięknie śpiewał, tańczy, grała na pianinie, jej rysunki były lepsze od znanych mu malarzy. Była mała, więc jej kontakty z ojcem nie był niczym niespodziewanym.
Następni byli Lily i Martin rodzeństwo. Ona miała czternaście lat, a on trzynaście. Nikt nie miał pojęcia, dlaczego Apollo był dwa razy z ich matką. Ojciec przyszedł do nich w dzień urodzin Lily. Z tego co mówią, był to ich najszczęśliwszy dzień w ich życiu.
Kolejna w kolejce była Kayla, najbardziej inteligentna istota, jaką Will miał szanse spotkać. Był z nią bardzo zżyty. Dzewczyna mieszkała w Obozie Herosów odkąd skończyła pięć lat. Nikt nie wiedział dlaczego, ale było to ponad dziesięć lat temu. Kayla i Will przybyli rok po roku.
I tak nadeszła kolej na Willa, był on najstarszym z dzieci boga muzyki. Nie wiedział, dlaczego ojciec nie przyszedł na początku, do niego, ale potem zrozumiał, że jest najstarszym i jest doradcą w jego kabinie, wiec musi poczekać. Jednakże, miały miesiące, a Apollo nie nadchodził.
Pewnego razu, podczas wizyty bogów w obozie, podszedł do ojca i zapytał się, czy chce spędzić z nim trochę czasu. Apollo spojrzał na niego jak na wariata i powiedział, że nie ma dla niego czasu. Blondyn był zszokowany, nie miał pojęcia dlaczego tata, go tak traktował. Na dodatek, później zobaczył go, bawiącego się z jego młodszym rodzeństwem. Solace przeszedł się po obozie, aby znaleźć osobę z, którą będzie mógł porozmawiać, dla jego rozpaczy, każdy był ze swoim boskim rodzicem.
W tamtym momencie oczy Willa napełniły się łzami. Nie wiedział przez co zasłużył na takie traktowanie. Nic nie zrobił złego. Chłopak pobiegł do siebie, do kabiny. Gdy tam dobiegł zaczął płakać. Płakał cały czas, a gdy jego rodzeństwo wróciło udawał, że śpi. Nikt o nic go nie pytał.
Od tamtych wydarzeń minęło pół roku. Jego rodzeństwo spotykało ojca jeszcze parę razy. On nigdy. Chłopak zaczął się staczać, był smutny, ponury. Nie uśmiechał się już. Ledwo strzelał z łuku. O leczeniu innych nie było mowy. Chłopak się staczał, każdy to widział, ale nikt nie potrafił mu pomóc.
W końcu nadszedł dzień, wizyty bogów, herosi szykowali się, sprzątali cały obóz. A Solace? Leżał i patrzył się w sufit, bo co miał innego robić. Ojciec go nie chciał, już go nie kochał. W dodatku jego rodzeństwo, przez jego humorki, odwróciło się od niego. Chcąc nie chcąc zwlókł się z łóżka i poszedł do pawilonu jadalnego.
Tam byli już wszyscy obozowicze. Will zasiadł na skraju stołu Apolla, ludzie rzucali mi ukradkowe spojrzenia. Pewnie myśleli, że ich nie zauważy. Te pełne pogardy i pewnego zdziwienia. Blondyn już do nich przywyknął.
Rozbrzmiał gong, sygnalizujący nadejście bogów. Wczasowicze powstali, a w wejściu ukazali się bogowie. Zaczęli iść w kierunku głównego stołu. Każdy z nich miał uśmiech na twarzach.
-Witajcie-rozpoczął Zeus.- Przybyliśmy, jak obiecaliśmy, ostatnim razem. Jednak mamy do was pewną prośbę. I naprawdę, was proszę, kto nie czuję się na siłach, lub nie chce mieć nic wspólnego ze swoimi rodzicami, niech wstanie, poda uzasadnienie i wyjdzie stąd. Nie będziemy mieli mu tego za złe- nikt nie chciał się ruszyć ze swojego miejsca, każdy wpatrywał się w swojego boskiego rodzica jak w obrazek. Will westchnął i podniósł się ze swojego miejsca. Wszyscy spojrzeli się na niego jak na wariata.- Czy możesz podać swoje uzasadnienie...?-spytał Zeus.
-Jestem Will Solace, syn Apollo, panie-głowa Apolla drgnęła lekko.- Nie chce brać udziału w waszym pięknym projekcie, bo mój szanowany ojciec ma mnie gdzieś! Minęło pół roku odkąd była bitwa z tytanami, a on odwiedzał moje rodzeństwo jeszcze kilka razy. Na początku mogłem zrozumieć, jestem najstarszy, młodsi mają pierwszeństwo, ale teraz mam dość. Szczególnie po tym jak powiedział, że nie ma czasu, a potem zajmował się resztą mojej kabiny. Jasne na początku ubiegałem się o jego szacunek, starałem się, żeby powiedział mi, że jest ze mnie dumny, ale nie on wolał mnie olać. Teraz mam to gdzieś, jego i bogów! Ja po prostu nie mam siły, żeby się starać. Mam dwadzieścia lat, studia na karku...
-Idziesz na studia?-spytała zszokowana Lily.
-Studiuję medycynę. Od ponad roku, jakbyście o tym nie wiedzieli-rzekł słabo Will, w jego oczach błyszczały łzy, on nie miał już 1siły, aby cokolwiek ze sobą zrobić.-Mam nadzieję, że zadowala was ta odpowiedź. Miłego, czegokolwiek, co tu robicie-chłopak wyszedł mozolnym krokiem ruszył do wyjścia.
-Will, to nieprawda-krzyknął Martin.-Tata nie ma nas gdzieś, on nas kocha.
-Ale, mnie ma gdzieś i nic tego nie zmieni! Może i jestem przewrażliwiony! Może i jestem za stary! Ale, ja też potrzebuję uwagi, nawet nie wiecie ile! Moja mama nie żyję od roku, nie mam po co wracać, do Colorado City, a tu też mnie nic nie czeka. Mam tego już po prostu dość-ostatnie zdanie szepnął i spojrzał w oczy swojego ojca, człowieka, którego szanował bardziej, niż cokolwiek innego. On patrzył na niego w , jego oczach lśniły łzy, ale Will nie chciał ich widzieć.
Blondyn poszedł do wyjścia i skierował się ku skarpie nadmorskiej, jego ulubione miejsce. Miejsce, gdzie przez ostatni czas odnajdywał spokój. Chłopak już postanowił, co zrobi. Zamknął oczy i czekał.

Dwadzieścia lat później w pewnym szpital w Los Angeles na ostry dyżur przyjęto trzydziestosiedmioletnią kobietę, która spadła ze schodów i miała rozciętą głowę, a jej noga nabiła się na kołek. Jej przyjaciele szaleli z niepokoju.
-I co teraz, co teraz-mamrotał do siebie jej mąż.
-Spokojnie Jason-do mężczyzny podeszła pewna wysoka ciemnowłosa dziewczyna.-Piper nic nie będzie.
-Łatwo ci mówić Molly, to nie twoja żona jest ciężko ranna.
-Masz rację, to nie moja żona i przy tym pozostańmy. Słuchaj, gdyby to nie była klatka schodowa w, której było pełno sąsiadów, to bym ją uleczyła, ale tak zostaję ci ostry dyżur.
-Lekarz już idzie-podeszła do nich pielęgniarka.-Macie wielkie szczęście, bo dyżur ma nasz najlepszy chirurg. O to on...DOKTORZE TUTAJ!
-Witam, nazywam się doktor William Solace- grupka ludzi zamarła.-Jestem tu tylko na chwilę, za moment przejmie panią lekarz prowadzący, bo ja niestety jutro wyjeżdżam. Rozumie pani, sprawy służbowe. Proszę ją zabrać na salę operacyjną głowę już zszyłem, ale kołka nie da się wyciągnąć, bez operacji, pani...?
-Grace, Piper Grace-lekarz zamarł i spojrzał na swoją pacjentkę i jej towarzyszy.- Hej wam.
-Will, bogowie myśleliśmy, że nie żyjesz-szepnęła Annabeth, trzymająca na ramieniu dwuletnie dziecko.
-Ta, pozory mogą mylić. Gratulację syna.
-Dzięki-rzekła Kayla.-To mój syn, nazywa się Fred.
-Kim jest ten szczęśliwiec?
-Jake Mason.
-Wiedziałem, Connor jest mi winny pięć drachm.
-Lepiej opowiadaj, co tam u ciebie-rzekł Chris.-Ostatni raz widzieliśmy cię, dwadzieścia lat temu, kiedy pokłóciłeś się z ojcem.
-Tak jakoś wyszło. Poszedłem na studia, zacząłem tu pracować, a jako syn Apolla mam dużo przewagi. A, tak nic się u mnie nie zmieniło.
-Tato! Tato!-do Will'a podbiegła na oko siedmioletnia dziewczynka i rzuciła mu się w ramiona, on podniósł ją z łatwością.
-Hej, słońce-grupie stojącej przed nimi opadły szczęki.-Co cię tutaj sprowadza?
-Przyszłyśmy cię odwiedzić, Will-do zebranych podeszła ciemnowłosa kobieta, zarzucając swoje włosy do tyłu. Spojrzała na grupkę stojącą przed jej mężem.-Nie wiedziała, że masz pacjentów, poczekam na zewnątrz.
Nie, trzeba. To są moi starzy znajomi. Od lewej Hazel, Frank, Molly, Austin, Kayla, Leo, Jason, Annabeth, Martin, Lily, Reyna i Chris. To jest moja żona Mia, a to nasz córeczka, Savannah.
-Miło poznać-pierwszy mowę odzyskał Frank.
-Tak- Solace potarł kark z zakłopotania.- Sala operacyjna jest tam. Może przejdziemy do gabinetu?
-Jasne, skarbie-uśmiechnęła się Mia.- Miło było was poznać.
Grupa patrzyła na odchodzącego mężczyznę. Ich przyjaciela, który był najdzielniejszy z nich, bo nie bał się powiedzieć tego, co sądzi o bogach i ich zachowaniu. Gdy następnego dnia przyjechali do Piper, jego już nie było. Wyjechał, zamknął oczy, bo nie chciał pamiętać.

Hej! To znowu, ja wiem, że to coś, co napisałam jest beznadziejne, ale miałam taką ochotę.
Ogólnie dziękuję, że ktoś pamięta o tym blogu, bo z tego co widziałam, codziennie ktoś tu zaglądał.
Jest już październik. W tym roku jest to mój ulubiony miesiąc. Dokładnie 22 PAŹDZIERNIKA wychodzi ostania cześć serii „Olimpijscy Herosi”, „Krew Olimpu”.
Mam nadzieję, że wyczekujecie tej książki tak samo niecierpliwie jak ja. Mam tylko nadzieję, że Rick nie zabiję mi Leo, jak mówią plotki.
Jeszcze raz przepraszam, za długą nie obecność.

Wasza MysteryHope