czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt

 Moi kochani,
 w ten szczególny dzień życzę Wam wszystkiego co najlepsze,
 aby te święta były pełen uśmiechu, radości
aby ten wyjątkowy okres był dla Was niezapomniany 
aby każde z Waszych marzeń się spełniło.

Zdrowia i mnóstwa prezentów
MysteryHope

niedziela, 8 listopada 2015

7."Pora wstawać gołąbeczki!"

 Chris westchnął cicho i spojrzał się przez okno autobusu, który miał zawieść ich całą dziewiątkę do Filadelfii w stanie Pensylwania, Mieli dotrzeć tam za jakąś godzinę, a Chris, którego ADHD odzywało się w najmniej pożądanych momentach zaczynał powoli trząść się z nudów.
 Chłopak rozejrzał się wokół siebie, Zoey i Liz rozmawiały o jakimś zespole, a może o książce, stracił już rachubę. Nico i Reyna szeptali między sobą i co rusz rozglądali się, czy nikt ich nie podsłuchuję. Leo i jego bracia z diabelnymi uśmiechami rysowali coś na kartce, a Will, który siedział koło niego spał, mamrocząc coś pod nosem. 
 Oprócz nich w autokarze było pięć osób. Matka z córką, chłopak i prawdopodobnie jego -dziewczyna. Sądząc po stanie ich ubrań i tego, że byli wystraszeni, Chris wywnioskował, że musieli uciec z ich domów rodzinnych. Rodriguez zastanawiał się, jak można być takim idiotą, aby uciekać z domu. On sam nie miał większego wyboru, matka wyrzuciła go, kiedy odszedł od niej jej partner, który toczył wieczną walkę z dziesięcioletnim wtedy Chrisem. Błąkał się po ulicach, aż przez rok, kiedy to znalazł go jakiś satyr i zaprowadził do jego prawdziwego domu.
 -Ile jeszcze czasu! Mój syn nie będzie czekał na mnie wieczność-syn Hermesa westchnął, no tak zapomniał o starszej pani, która umiała tylko narzekać. Wsiadła do nie tego autobusu, ale nikt nie mógł jej tego przetłumaczyć. Cały czas mówił, o Los Angeles.- Jest on ważnym biznesmenem i nie powinien on czekać!-wykrzyczał do kierowcy, który zacisnął ręce mocniej na kierownicy i zacisnął szczęki.
 Czeka...zbuntowana i...dusza- oczy Chrisa rozszerzyły się ze zdziwienia, odwrócił się w stronę Willa, który zaczął mieszać się we śnie. Chłopak wyglądał na przerażonego, cały czas mamrotał słowa, jakby przepowiedni.
 Nagle jego oczy otworzyły się z przerażeniem, a Will z wielkim niepokojem rozejrzał się po autobusie.
 -Co jest stary?-Chris był zmartwiony, zachowaniem swojego najlepszego przyjaciela.
 -Śniła mi się, że jestem w Podziemiach na jakiejś uroczystości. Obchodzono kogoś urodziny, widziałem tam Rodriguez i Hadesa, nawet tatę i wtedy on wypowiedział jakąś przepowiednię, o końcu Hadesu lub Hadesa. Naprawdę nie wiem.
 -Powinniśmy spytać się Lizzie lub Nico oni powinni coś wiedzieć. Nie patrz tak na mnie, wiesz, że jest to bardzo dobry pomysł-syn Hermesa westchnął na widok miny przyjaciela.
 -Zgoda-Solace zgodził się niechętnie.- Gdy tylko wysiądziemy w Filadelfii, porozmawiam z  Liz, ale ni licz na nic. Może i została Ożywieńcem z Elizjum, ale nadal jest wierna Podziemiom i Panu...
 -Ile jeszcze czasu? Mój syn mnie oczekuje, a ja mam pilną sprawę do załatwienia-rozmowę przerwała po raz kolejny kobieta, a Liz z Zoey, które siedziały za nimi prychnęły.
 -Czeka, chyba, aby ją zabić za jej nieznośne gadanie w XV wieku, już dawno ktoś by jej coś zrobił- córka Posejdona wydawała się bardzo rozdrażniona. Wszyscy herosi spojrzeli na nią z zapytaniem w oczach.- Co nie moja wina, że moje czasy były, jakie były- dziewczyna mrugnęła do Nico i odwróciła się w stronę okna.
 -Ja tutaj oszaleję-poskarżył się Connor.- Jeżeli za moment nie wysiądziemy, to...
 -...wysadzimy autobus-dokończył za niego Travis.
 -Nie przesadzajcie-fuknęła na nich Reyna.- Za chwilę będziemy wysiadać w Filadelfii. Dziewczyna miała rację byli już prawię na miejscu.

 Parę minut później, dziewięcioro herosów stało na małym dworcu autobusowym. Padał deszcz i każdy oprócz Liz był nieszczęśliwy. Dwójka młodych uciekinierów stała niedaleko od nich szepcząc coś do siebie i wskazując na herosów. Nico zlustrował ich po kryjomu wzrokiem.
 -Chodźmy stąd-szepnął i spojrzał na Willa, który od czasu pokonania Gai stał się jego bardzo dobrym przyjacielem.- Mam złe przeczucie, a szczególnie do tej dwójki-wskazał na podejrzanych nastolatków.
 -Masz rację Nico-powiedziała Zoey, a Reyna pokiwała głową.-Przyglądają się nam od kiedy weszliśmy do autobusu,a to nie wróży nic dobrego.
 -Znajdźmy jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli przeczekać ten deszcz-rzekł Chris i spojrzał na jego braci.- Ma to być mały hotel, nie możemy wydać wszystkich naszych pieniędzy- upomniał ich, a synowie Hermesa uśmiechnęli się podstępnie i udali się do najbliższej Informacji.
 -Dobrze-szepnęła Zoey i spojrzała na Willa, którego oczy ni odrywały się od Lizzie.
 Córka Posejdona stała z zamkniętymi oczami na deszczu. Pozwalając, aby krople deszczu, przypominały jej o dawnych latach, kiedy to Hiszpania była wielką potęgą. Kiedy to bogowie mieszkali w Starej Ziemi, kiedy Ameryka była nazywana Indiami.
 Dziewczyna tęskniła za tymi czasami, kiedy wszystko było prostsze. Przełom średniowiecza i nowożytności. Wtedy każdy robił, co chciał. Dzieci latały po ulicy i nikt się nimi nie przejmował.
Oczywiście inkwizycja i wszystko inne, co związane z religią, ale każdy wiódł szczęśliwe życie.
 -Rodriguez!-dziewczyna otrząsnęła się ze swoich rozmyśleń, usłyszawszy głos Willa. Blondyn trzymał ją za łokieć, patrząc na nią intensywnie. Lizzie nogi ugięły się pod spojrzeniem tych wspaniałych, niebieskich oczu.-Rodriguez! Czy ty mnie w ogóle słuchasz!-warknął na nią chłopak.- Bliźniacy znaleźli nam miejsce do spania, więc z łaski rusz się i pomóż nam z bagażami!
 -Solace, mój drogi, jak ja mam ciebie już dosyć. To jest gorsze niż Persefona i jej głupie Pamiętniki Wampirów*-dziewczyna prychnęła i odwróciła się w stronę Zoey i Reyny, które wywróciły tylko oczami na kłótnię dwójki dwudziestolatków.

 Kiedy weszli do holu głównego pensjonatu "Peloponez" od razu poczuli dziwny metaliczny zapach. Poza tym miejsce ich tymczasowego pobytu nie wyróżniało się niczym szczególnym. Hol był wielki, znajdował się tam kominek, a wokół niego fotele i kanapy. Nad kominkiem wisiał obraz przedstawiający Półwysep Peloponeski. Travisowi wydało się to dosyć podejrzane, ale postanowił zignorować to uczucie i wypocząć przez tę noc.

 Za oknem szalała burza, niepozwalająca zasnąć pannie Hunter. Od najmłodszych lat dziewczyna nie spała podczas burz, czy sztormów. Nie dlatego, że się bała, ale dlatego, że to te niesamowite zjawisko natury miało w sobie jakąś nieziemską, magiczną moc, które przyciągały ją, ale zarazem odpychały. W burzy skrywały się magiczne zdolności jej matki, Hekate, ulubienicy samego Pana Nieba, który cenił sobie magię. tak samo jak mądre rady Ateny.
 Nagle Zoey usłyszała skrzypienie podłogi pod ich pokojem. Nie tracąc czasu położyła się do łóżka i nasłuchiwała. Kroki zatrzymały się pod ich drzwiami, można było tylko usłyszeć, że zgrzyt klucza. Dziewczyna zesztywniała, nie mogła nawet oddychać. Była kompletnie przerażona. Poczuła, jak Liz koło niej sztywnieje jak również.
 HUK! Jaki nastąpił po chwili mógłby obudzić nawet nieumarłego. Półbogowie wyskoczyli ze swoich łóżek, jak oparzeni trzymając w swoich rękach broń, a w przypadku Connora i Travisa krzesła.
 Drzwi wyleciały z nawiasów. Oczy Hunter zrobiły się wielkie, jak oczy Afrodyty na wyprzedażach. Do pokoju weszła tajemnicza para z autobusu. Chłopak i dziewczyna patrzyli się na nich z gniewem.
 -Czego chcecie?-spytała Reyna. Podnosząc swój miecz nieco wyżej. Nieznajoma dziewczyna tylko się uśmiechnęła i rzuciła się na Leo. Chłopak pisnął z przerażenia i cisnął w nią kule z ogniem. Nastolatka wleciała z wielkim hukiem na ścianę. Chłopak z wściekłością rzucił się do ataku. Jego ręce i nogi zaczęły przypominać cienie. Oczy Liz rozszerzyły się z przerażeniem.
 -TO DEMONY!-krzyknęła do swoich towarzyszy.-Uważajcie, aby żaden z was nie ugryzł!-dziewczyna dopadła, czym prędzej nie przytomną dziewczynę i "wyparowała ją".
 Po drugiej stronie pokoju Connor walczył z drugim potworem. Nie było to łatwe zadnie przede wszystkim dlatego, że używał do obrony krzesła. Demon miał coraz większą przewagę nad synem Hermesa. Nagle przez gardło demona przeleciała złota strzała. Potwór zaczął krzyczeć przeraźliwie i zniknął w przestrzeni.
 Każdy z herosów odetchnął z głęboką ulgą. Will opuścił swój łuk i pomógł wstać Travisowi, który podbiegł do swojego bliźniego, który opierał się o ścianę i trzymał za krwawiącą ranę na nodze.
 -Zadrapanie demona nie jest śmiertelne-powiedział Nico.-Musimy go jednak opatrzyć, aby nie wdało się zakażenie.
 -Już się za to zabieram- odparł Will i zaczął przetrząsać swój plecak w poszukiwaniu ambrozji i bandaży.- Nie wiem jak wam, ale mi się to nie podoba. Potwory, czy demony, cokolwiek to było za szybko się o nas dowiedziały. Nie było nas w obozie niecałe dwa dni.
 -Will ma rację- powiedziała Liz przerywając swoja rozmowę z Reyną.- Jednak my też nie uważaliśmy. Ta dwójka wlokła się za nami od przystanku, ale my byliśmy na tylne nie uważni, aby ich nie zauważyć.
 -Rosalie może już znać miejsce naszego przeznaczenia, więc nie ma co owijać w Lete, ale uważać na demony, które pojawią się na naszej drodze-widać było, że Nico udający, że pomaga Willowi, tak naprawdę jest strasznie smutny. Herosi nie dziwili się temu, jeżeli to ich rodzicom groziło niebezpieczeństwo, też woleliby, załatwić to jak najszybciej.
 -Nie ma co się martwić, na zapas-każdy ze zdziwieniem uznał słowa Leo za prawdę.- I tak, prędzej czy później by się o nas dowiedzieli, więc może i lepiej, że teraz. Musimy być po prostu gotowi.
 -Leo ma...Ała!...Ostrożnie z mą delikatną nogę, ma mi jeszcze służyć- Connor uśmiechnął się słodko w stronę Willa, który warknął tylko gniewnie.-Leo ma rację. Lepiej wróćmy do snu, te demony i tak tutaj na razie nie przyjdą.
 Chcąc, czy nie wszyscy wrócili do spania.

 Ogień. Wszędzie ogień, i ta wielka ochota zaczerpnąć oddech, który nie popaliłby jej gardła. Obelgi rzucane w nią, wciąż je słyszy w swoich myślach i te szydercze śmiechy.
 -Wiedźma!-ktoś syknął z nienawiścią, jakiej nie żywił nawet do najeźdźców. Spojrzała się w bok obok niej, ale w pewnej jednakże odległości stał inkwizytor ze swoim jakże, irytującym uśmiechem. Chciał tylko, aby ten jego uśmiech zszedł z jego nadętej twarzy i poczuł co to znaczy...
 Ból, który przeszedł przez jej ciało był nie do pomyślenia. Płomienie lizały jej skórę spalając ją od zewnątrz, jak i wewnątrz. Jak ona chciała, aby ten ból ustał, jak ona chciała, aby to się już skończyło.
-Rodriguez!-usłyszała czyjś głos. Wydawał się kojący, przy tak wielkim natłoku bólu.-Elizabeth!LIZ!

Córka Posejdona otworzyła oczy i poderwała się do góry z przerażeniem. Obok niej siedział Will na którego twarzy malowało się przerażenie. Dziewczyna rozejrzała się po reszcie i zauważyła, że wszyscy jeszcze śpią.
 -Wszystko w porządku Liz?-spytał chłopak. Zielonooka nic nie powiedziała, tylko wybuchła płaczem i wtuliła się w pierś chłopaka, który momentalnie objął dziewczynę.-Wszystko będzie dobrze. To tylko głupi koszmar.
 -On był wszędzie-dziewczyna załkała cicho i na pytające spojrzenie chłopaka dodała.-Ogień był wszędzie to było nie do zniesienia.
 -O czym ty mówisz Liz?-Will był zaskoczony, że ktoś taki jak Liz może być zarazem tak kruchy i delikatny. Wziął dziewczynę na ręce i położył się na kanapie wraz z nią.
 -Śniło mi się, jak inkwizycja spala mnie na stosie. I jak ten głupi inkwizytor się uśmiecha, ten jego głupi uśmiech-oczy dziewczyny znów zaszły łzami.
 -Hej, to się już nie powtórzy nigdy, ale to przenigdy. Daje ci moje słowo, że inkwizycja ci nie grozi-dwudziestolatek spojrzał na nią całkowicie poważnie. Liz zachichotała tylko.
 -Nie jesteś taki zły Solace, jak na syna Apolla-nie wiedząc kiedy zasnęli.

-Pora wstawać gołąbeczki!-rozległ się radosny głos Leo. Śpiąca para podniosła się na dźwięk głosu mechanika. Gdy zobaczyli całą ich grupę uśmiechającą się głupawo i synów Hermesa, podnoszących sugestywnie brwi, Will jęknął, a Liz zarumieniła się wściekle i ukryła twarz w zgięciu szyi chłopaka.

*nie chciałam obrazić nikogo kto ogląda Pamiętniki Wampirów. Jest to po prostu pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy.
Hej, kochani. Naprawdę was przepraszam za ten długi czas oczekiwania, ale naprawdę wiele stało się w moim życiu i nie miałam szans pogodzić obowiązków z moim pisaniem, jeśli tak mogę nazwać te marne wypociny.
Cóż mam nadzieję, żęe chociaż trochę będzie się wam to podobać i nie jesteście źli na mnie za tak długi pozostawienie.
Kocham Was i pozdrawiam
MysteryHope


sobota, 18 lipca 2015

6."Co...duchy wiedzą wszystko?!"

  Miłego czytania życzę.

 -Calypso?!-wykrzyknął Leo i popatrzył po zebranych.-No, co wyspa, piękna dziewczyna, której nikt nie uległ. To musi być Ogygia. Nie ma innego wyjścia.
 -Leo ma rację-odezwał się, co dziwne Nico di Angelo.- Jedyne, co mnie nie pokoi to ten fragment o duchach.
 -Niby, dlaczego?-spytała Piper.
 -Przepowiednie z jakąkolwiek wzmianką o duchach zawsze kończy się tragicznie. Ostatnia przepowiednia w, której użyto słowa duch zakończyła się II wojną światową. Jeżeli znów to się stanie, to czeka nas zagłada i śmierć miliona niewinnych ludzi-powiedział Connor Stoll, z bardzo poważną miną przez, co można było wyczuć dużą powagę sytuacji.
 -Wątpię żeby tu chodziło o zagładę ziemi- każdy odwrócił się w stronę nieznajomego kobiecego głosu. Stała tam piękna kobieta ubrana na czarno, o ślicznych ciemnych włosach i bardzo jasnej karnacji. Nico i Liz nabrali powietrza. Przed nimi stała sama Persefona, żona Hadesa.
 -Lady Persefono-herosi i Chejron pokłonili się z głębokim szacunkiem, nie licząc oczywiście Nico, który pokazał jej język.- Co cię tu sprowadza?-spytał centaur.
 -Apollo wypowiedział kiedyś przepowiednie, dotyczącą mojego męża. Mówiła ona o końcu Podziemi. Dzisiejsza przepowiednia i wczorajsze wydarzenia tylko potwierdzają moje obawy.
 -Jakie wczorajsze wydarzenia?-spytała Annabteh, a pół obozu pokiwało w zgodzie głowami.
 -Rosalie Temple uciekła wczoraj z Otchłani, głębin Hadesu. To duch, zbuntowanej duszy. Ona może rozpocząć pierwszą, jak i ostatnią wojnę w Podziemiach. Rosalie była uwięziona w Tartarze głębiej niż tytani. Już raz kiedyś próbowała wzniecić bunt, ale stłumiono to, ale teraz ma wielu popleczników- Persefona wyglądała na poważnie zmartwioną.- Wśród duchów jest zdrajca, który wypuścił naszą buntowniczkę, Jak na razie prowadzimy polowania, ale one nic nie dają.
 -Co mamy robić?-spytała Zoey.
 -Walczyć lub modlić się. To już wasz wybór. O...Nico, stokrotko twój ojciec chce cię widzieć. Hades nie przyjmuje odmowy.
 -Oczywiście-Nico skłonił się nisko.
 -Temple Rosalie?- Malcolm, syn Ateny zaczął się nad czymś zastanawiać.- Czy to nie jest, córka Hekate? Ta, która na cześć swojej matki wybiła pół Paryża w czasie rewolucji francuskiej?
 -Dokładnie ona-po raz pierwszy od rozpoczęcia narady odezwała się Elizabeth.- Panna Temple jest najbardziej zażartą magiczką jaka kiedykolwiek widziałam, a widziałam ich wielu. Jako córka bogini magi ma wielką moc.
 -Dokładnie. Ostatnim razem ledwie ją powstrzymaliśmy, a teraz kiedy ma zebraną armie i popleczników będzie jeszcze gorzej. Więc strzeżcie się herosi, bo i na was przyjdzie pora zemsty- Persrefone spowił ciemny dym i zniknęła zostawiając po sobie cztery stokrotki.
 -Dobrze wracajcie do zajęć-rzekł Chejron.- Ja udam się na olimp żeby przedyskutować tą przepowiednie z Apollo, a ty Nico udaj się natychmiast do ojca, nie możemy pozwolić żeby pan Umarłych czekał.

 Półgodzinny później Nico wszedł do sali tronowej w, której siedział już jego ojciec. Hades był jakiś otępiały i zasmucony. Koło niego stał James, jego starszy brat. Widać było, że jest wściekły.
 -Wzywałeś mnie ojcze?-odezwał się z lekkim strachem.
 -Siadaj Nico, ja i James musimy powiedzieć ci coś ważnego- gdy usłyszał niepokój w głosie jego ojca, Nico zaczął panikować. Pan Umarłych nigdy nie był zaniepokojony, a jego brat nigdy nie był, aż tak wściekły. James z charakteru był bardzo spokojnym człowiekiem. Nawet, gdy brał udział w I wojnie nigdy się nie pałał do zabijania.
 -W 1935 roku, w dzień moich urodzin Apollo wygłosił przepowiednie, zapowiadający koniec mojego panowania w Podziemiach-rzekł Hades.
 -To znaczy?-Nico zaczął powoli domyślać się, o co chodzi jego ojcu.
 -Moją śmierć. Od lat wyczekiwałem dnia kiedy ta przepowiednia może się ziścić.
 -Czyli chcesz mi powiedzieć, że możesz nie dożyć następnego roku?
 -Yyy...Tak-odpowiedział Hades i wymienił zaniepokojone spojrzenia z James'em.
 -Dobra, ale po co mnie tu wezwałeś-powiedział Nico i spojrzał na zszokowane spojrzenia jego rodziny.- No co? Chyba nie myśleliście, że nie wiem o tej przepowiedni. Proszę was, Orion ma za długi język żeby nie powiedzieć mi tak istotnej rzeczy, kiedy zamieszkałem w Podziemiach-di Angelo uśmiechnął się chytrze.
 -James przypomnij potem, aby powierzyć Orionowi trenowanie nowo umarłych.
 -Jasne, Nico musisz pokonać Rosalie wraz z  innymi herosami z przepowiedni-James położył ręke na ramieniu swojego brata.
 -Kim oni są?-spytał.
 -To oczywiste. W tym wypadku przepowiednia jest bardzo jasna. Zbierz trójkę dzieci Hermesa, dziecko Hekate, dziecko Apollo, Hefajstosa Elizabeth, jako dziecko z mocą wody...Nie mamy tylko pojęcia kim jest heros skłócony z duchami-rzekł Hades.
 -Ja wiem-po chwili rozważania odezwał się Nico.- Chodzi o Reyne, córkę Bellony, pretorke rzymskiego obozu Jupiter.

 Reyna siedziała przy biurku w swoim pokoju. Odkąd Rzymianie pogodzili się z Grekami miała masę papierkowej roboty. Rzymianie i grecy wymieniali się obozami, podróżowali w tą i z powrotem. Mimo pokoju trzeba jednak uważać, żeby nikt nie zrobił sobie krzywdy, bo jednak zdarzali się jakiś pesymiści tej, jakże komfortowej wymiany. Reyna westchnęła na pomoc Jasona nie miała nawet, co liczyć, od kiedy tylko wrócił nie robił nic innego tylko wzdychał do zdjęcia jego i Piper. Córka Bellony mogła zrozumieć wszystko oprócz tego, jak można tak haniebnie zaniechać obowiązki pretora.
 -Reyna?-dziewczyna uniosła głowę na dźwięk bardzo dobrze znanego jej głosu. Stał tam bardzo chudy, blady chłopak, o kruczoczarnych włosach.
 -Nico!?-wykrzyknęła zdziwiona.-Co ty tu robisz?!
 -Ciebie również miło widzieć. Mam do ciebie małą sprawę-chłopak potarł kark ze zdenerwowania.
 -Raczej wątpię, że małą.
 -Rachel wygłosiła przepowiednie, która dotyczy również ciebie.
 -Mnie?-zdziwiła się.
 -Tak, musisz udać się ze mną do Obozu Półkrwi.
 -Nico nie mogę, mam masę obowiązków, a Jason nic innego nie robi tylko wzdycha do zdjęcia jego dziewczyny.
 -Poproś Franka. On chętnie ci pomoże. Musisz iść ze mną i to natychmiast. Nasza dziewiątka musi jak najszybciej znaleźć sposób, aby udać się na Ogygię.
 -Dziewiątka?
 -Tak. Reyna proszę cię, nie mamy innego wyjścia. Inaczej demony opętają każdego żyjącego na ziemi.
 -Demony?-dziewczyna była coraz bardziej zdziwiona.
 -Wyjaśnię ci później teraz musisz iść ze mną. Proszę-rzymianka westchnęła.
 -Chodźmy, tylko zostawię wiadomość dla Franka. Mam nadzieję, że to naprawdę ważne, a nie twój kolejny wygłup.

 -Reyna!-zdziwił się Leo.- Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w rzymskim obozie?
 -Nico, mnie tu przyprowadził. Mówi, że to sprawa życia i śmierci, a powinnam siedzieć i wypełniać te głupie papierki.
 -Ja chyba też-Leo westchnął i usiadł koło niej.- Ale nie martw się bracia Stoll zapewnią ci niesamowitą rozrywkę.
 -Dobrze, posłuchajcie mnie teraz uważnie- na werandę wszedł Chejron wraz z Panem D i Nico.-Sprawa jest bardzo poważna.Wasza dziewiątka musi udać się na misję ocalenia Podziemi, co nie wiadomo dlaczego ma jakiś związek z Ogygią.
 -Tak-wtrącił Pan D.- Mam nadzieję, żę przynajmniej dwójka z was nie wróci. Mniej głupich półbogów do opieki- Will, Chris i bliźniacy parsknęli śmiechem.- Nick, biorąc pod uwagę to, że to jego ojciec jest w niebezpieczeństwie on wybrał sobie zespół.
 -Uważam, że jesteście najlepsi do tego zadania-rzekł Nico.- Wyruszamy jutro z samego rana. Naszą misją jest ocalić Hades, Calypso i powstrzymać Rosalie Temple od zawładnięcia całym światem.
 -Mam takie jedno pytanie-powiedziała Zoey.- Oprócz tych ogólników, to od czego zaczynamy?
 -Nie możemy podróżować Podziemiem-odparła Liz, która chętnie włączyła się do rozmowy.- Powietrze też nie jest dobrym pomysłem, w związku z tym, że moim ojcem jest Posejdon. Zostaję tylko woda, aby dostać się do Calypso.
 -To okropny pomysł Rodriguez-stwierdził Will.- Czy właśnie nie o to im będzie chodziło, aby dorwać nas na morzu.
 -Do czego dążysz?-spytał Leo.
 -Czy to nielogiczne?-spytał Chris.- Podziemia rozciągają się pod całą górą naszej ziemi. Oni nie spodziewają się tego, że ruszymy najbardziej niebezpiecznym szlakiem, jaki możemy wybrać.
 -Racja-poparł brata Travis.- Mamy Nico, syna Hadesa i naszą niesamowitą i utalentowaną Elizabeth, ożywioną z Elizjum, która zna świat podziemi jak własną kieszeń. Ma pełno kontaktów.
 -Nie głupie-wtrąciła się Reyna.- Co o tym myślicie?-zwróciła się do opiekunów obozu.
 -Dobry plan. Pamiętajcie tylko, że Calypso ma dr przekonywania i jeżeli nie okażecie silnej woli to zostaniecie tam na zawsze.
 -To wszystko ustalone. Widzimy się jutro rano. Argus podwiezie nas do najbliższego miasta, a potem musimy zorganizować sobie transport do Los Angeles.
 -Los Angeles?-spytał Solace.
 -Wejście do Podziemi-Liz popatrzyła na niego jak na kompletnego idiotę.
 -No tak kretyn ze mnie.

 Dzisiaj w kabinie Posejdona panowała dziwnie poważna atmosfera.
 -Nie podoba mi się to.
 -Percy, powiedz mi braciszku ile ty razy byłeś na jakieś niebezpiecznej misji z, której mogłeś nie wrócić-chłopak milczał.- Uznam twoją ciszę za potwierdzenie tego, o czym mówię.
 -Niedawno zyskałem najwspanialszą siostrę na świecie, a ty musisz wyruszyć na misję, gorszą niż pokonanie tytanów. Martwię się, że ciebie stracę, a naprawdę tego nie chcę.
 -Aw, Percy, to najsłodsza rzecz jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś, ale muszę się udać na tą misję. Nie mogę zrobić tego Nico i Hadesowi.
 -Obiecaj, że nic ci się nie stanie.
 -Obiecuję, na Ocean Spokojny-Percy zaśmiał się i przytulił swoją starszą siostrę.

 Następnego dnia, kiedy słońce ledwo wstało za horyzontu, na wzgórzu koło smoka Peleusa ustawiła się dziewiątka młodych herosów, jeden centaur, i postać z oczami na całym ciele.
 -Będziecie jechać z Argusem przez najbliższe dwadzieścia kilometrów-rzekł Chejron rozdając każdemu półbogu prowiant wraz z nektarem i ambrozją.- Potem jesteście zdani na własną łaskę i proszę was bądźcie ostrożni. I tak straciliśmy wielu herosów w bitwie z gigantami.
 -Gorzej chyba nie będzie-szepnęła Reyna, a Connor, który jedyny usłyszał co powiedziała, ścisnął ją za rękę dodając jej otuchy. Dziewczyna odwdzięczyła się lekkim uśmiechem.
 -Wsiadajcie do busa-pośpieszył ich Chejron.
 Gdy bus już odjechał Chejron spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
 -Niech bogowie mają was w opiece-mruknął i pogalopował w dół zbocza, aby przygotować się do porannych zajęć.

 Argus podwiózł ich do najbliższego małego miasteczka, kiwnął im głową i odjechał.
 -Mistrz pokazywania emocji-mruknęła Liz i oparła głowę o ramię Connora. Każde z nich było bardzo zmęczone, naprawdę nikt z nich nie lubił wstawać tak wcześnie.
 -Chodźmy coś zjeść-powiedział Chris i ruszył w stronę pierwszego lepszego baru. Podążyli za nimi, Jedyną osobą, która pozostała była Zoey. Nie wiedząć czemu czuła, że coś się wydarzy podczas ich wyprawy.
 -Coś się stało-do dziewczyny podszedł Travis.
 -Mam złe przeczucie.
 -Każdy z nas ma-popatrzyli w stronę całej ich grupy.- Jesteśmy dziwnym zbiorowiskiem.
 -Oj, tak-zgodziła się dziewczyna.- Córka Posejdona i syn Apolla, którzy mają naprawdę dziwny stosunek do siebie.
 -Syn Hadesa i córka Bellony, jako najlepsi przyjaciele. Trzej synowie Hermesa i człowiek, który włada ogniem.
 -Tak, to nie może skończyć się dobrze.
 -Prawda, ale co to za życie bez ryzyka i zabawy. Chodźmy, bo wszystko zjedzą.

 Siedzieli i jedli ich skromne śniadanie, kiedy Chris zadał bardzo istotne pytanie.
 -Jak chcemy się dostać do Los Angeles? Musimy załatwić jakiś transport.
 -Ja to załatwię-odparła Lizzie i zaczęła się powoli podnosić z miejsca, jednak powstrzymała ją ręka Willa, który chwycił ją w ostatnim momencie.
 -Jak chcesz to załatwić?
 -Nie martw się Solace. Może i byłam duchem, ale pamiętaj, że duchy zawsze wiedzą więcej od ludzi-syknęła mu do ucha i z wielkim uśmiechem odeszła szukać transportu, zostawiając złego łucznika w samotności.
 -Co oznacza, że duchy wiedzą wszystko?!-krzyknął za nią, ale ona tylko odwróciła się do niego i mrugnęła.

Cześć!
Przepraszam Was za tak długą nieobecność, ale miałam bardzo poważne powody, aby nie pisać. W każdym razie już jestem i mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiały się coraz częściej. Mam nadzieję, że się Wam podobało.
Pozdrawiam i udanych wakacji życzę

MysteryHope



sobota, 25 kwietnia 2015

5."Calypso?!"

 Od ogniska minęły już ponad dwa tygodnie, a obóz jakby umilkł. Półbogowie przyzwyczaili się do tego, że mają kolejne dziecko syna Pana Mórz. Jednym słowem wszystko wróciło do normy. Prawie wszystko.
 Elizabeth stała na brzegu klifu. Jej oczy błądziły po spokojnym morzu. Westchnęła coś było nie tak. Mając te parę setek lat, potrafiła wyczuć nastrój swojego ojca lepiej, niż ktokolwiek inny. Dziś morze było niespokojne, tak jak siedemnaście lat temu w dzień narodzin Percy’ego.
 -Chciałeś mnie widzieć-rzekła.
 -Mamy poważny problem-brunetka odwróciła się w stronę wysokiego mężczyzny o czarnych, jak noc włosach oczach jak węgle, które pobłyskiwały, niczym diamenty niebezpieczną nutą. Taki był po prostu Pan Umarłych, Hades we własnej osobie.- Byłaś dowódcą w mojej armii. Chce, abyś nadal nim była. Nie znajdę nigdy nikogo lepszego, a cieszysz się niezwykłym szacunkiem wśród moich ludzi. Poza tym, James za tobą tęskni.
 -Zgoda-mężczyzna uśmiechnął się.- Teraz, jaki jest twój prawdziwy powód, że chciałeś się spotkać w najbardziej oddalonym miejscu od Obozu Herosów.
 -Rosalie uciekła z Otchłani-oczy Elizabeth rozszerzyły się z przerażeniem.
 -Co masz na myśli, że uciekła z Otchłani. Przecież stamtąd nie da się uciec, chyba, że ma się klucze, albo…
 -Wśród nas jest zdrajca. Dzięki niemu Rosalie uciekła i może zacząć swoją rewolucje. Moja moc słabnie, z dnia na dzień, a Zeus mi nie pomoże.
 -Tata?
 -Morze Atlantyckie, bardziej pod Europą. Jest tam jakiś wyciek ropy. Potrwa to parę miesięcy, jak nie rok.
 -Trzeba zwołać Radę Siedmiu. Muszą wiedzieć, co się dzieje.
 -Oczywiście, odbędzie się ona za dwa dni, od dziś-Hades westchnął.- Obawiam się, że jest to za mało. Rosalie ma za dużo popleczników, a ja? Nikogo.
 -No co ty, przecież masz mnie, James'a, Nico, Rade Siedmiu i każdego ducha mieszkającego w Elizjum i Łąkach Asfodelowych.
 -To mnie martwi. Nie znam każdego ducha, skąd mam wiedzieć, czy są po mojej stronie, a nie po stronie Salie.
 -O to się nie martw. Mam już pewien pomysł. Po prostu potrzebuje Belli, Perseusza i Heraklesa.
 Hades popatrzył się na nią z dziwnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
 -Lepiej już idź, za moment będzie śniadanie.
 -Już, tylko powiedz mi jedną rzecz…Kiedy masz zamiar powiedzieć Nico, o przepowiedni końca świata.
 -Chodzi o przepowiednie, z…
 -1935 roku-Liz uniosła brew w zapytaniu.
  -Nigdy, kocham Nico i wolę żeby o tym nie wiedział.
 -Nie możesz tego od niego ukrywać. James może mu o tym powiedzieć, prędzej, czy później. Pamiętasz chyba reakcje Jim’a?
 -Pamiętam-Hades westchnął.

 Był luty 1935, w Podziemiach panowało wielkie poruszenie. Dzisiaj urodziny obchodził jedyny syn Hadesa, James. Co prawda był już duchem, zginął podczas pierwszej wojny światowej w wieku dwudziestu lat. Zaproszeni zostali wszystkie duchy z Elizjum i Łąk Asfodelowych. Hades zaprosił również Apollo i Hermes, jego ulubionych bratanków. Przybył także Posejdon, który, co prawda się wprosił, aby pobyć ze swoimi dziećmi.
 -I jak?- do Jamesa podeszli Perseusz i Tezeusz, jego kuzyni.
 -Podziemie jest wspaniałe, ono nie ma granic.
 -Dokładnie, a ty jako syn Hadesa, możesz podróżować, po całym królestwie. My nie mamy takiej możliwości-rzekł Tezeusz.
 -Może to i dobrze, wiesz nie wiadomo, co kryją najgłębsze zakamarki Hadesu-Jim patrzył na nich z lekką niepewnością.
 -Idioci-usłyszeli za sobą głos Lizzy.- Nie przejmuj się nimi, od zawsze tak straszą młode duchy. Jedyna rada, nie wchodź do Tartaru, a nic nie powinno ci się stać.
 -Pocieszające-James uśmiechnął się lekko i zwrócił się w kierunku Hadesa, unosząc szklankę z nektarem do niego. Pan Podziemi uśmiechnął się i skinął do nich lekko głową. Duchy odwzajemniły ten gest uśmiechami.
 -Mogę was prosić o uwagę-głowy każdego zwróciły się w stronę Pana Umarłych.- Po pierwsze chciałbym wam podziękować, za to, że przybyliście na urodziny mojego jedynego syna. James chciałbym ci życzyć, wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że twoje nowe życie tutaj, w Królestwie umarłych będzie równie owocne, jak i życie na ziemi.
 Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, każdy zebrany odwrócił się w stronę Apolla, którego oczy zaczęły się świecić na złoto.
 -O nie-rzekł Hermes i powoli zaczął się oddalać od swojego najlepszego przyjaciela.
 -Co się dzieje?- spytał jeden z duchów.
 -Apollo zaraz powie kolejną przepowiednię- Posejdon podszedł do swojego brata i położył mu uspokajająco rękę na ramieniu.- Przepowiednię związana z Podziemiem.
 -Co to znaczy?- spytał James, którego oczy były wielkie ze strachu, jak spodki.
 -To znaczy, drogi kuzynie- rzekła Elizabeth.- Ze, albo wszyscy zginiemy, albo będziemy żyć długo i szczęśliwie.
 -Cos wątpię, żeby to było to drugie-szepnął Hermes. Nagle Apollo zaczął dymić, a jego usta zaczęły się powoli otwierać,
                                             Czeka wielu wielkie wyzwanie,
                                             kiedy zbuntowana i cierpiąca dusza,
                                             na świat się wydostanie.
                                             Wojowników są tysiące, setki,
                                             a sposób pokonania mały i lekki.
                                             Ciężar na półbogów spływa,
                                             Hadesa ostatnia godzina.

 Sala zamilkła, każdy bał się odezwać. Hermes i Posejdon patrzyli się na Hadesa.
 -Czyli, co teraz?- spytał James.
 -To, drogi synu, znaczy, że kiedyś będzie mi grozić wielkie niebezpieczeństwo.
 -Nie-duch ze zdenerwowania zaczął się trząść, a z jego dłoni zaczęły wysuwać się strużki cienia. Nagle nastąpił wybuch, a każdy w pomieszczeniu wpadł na ściany, syn Hadesa zniknął w cieniu.

 -To był najmocniejszy wybuch energii podziemnej jaki widziałem od wielu tysięcy lat-szepnął Pan Podziemi.
 -Tak-odparła Liz.- Muszę już iść śniadanie zaczyna się za jakieś półgodzinny.
 -Do zobaczenia za dwa dni.
 Elizabeth weszła do pawilonu jadalnego, odrzuciła swoje włosy i podeszła do stolika Posejdona.
 -Gdzie byłaś?- spytał się jej Percy.
 -Poszłam się przejść-dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła jeść w spokoju swoje śniadanie.
 -Lepiej się pośpiesz, za moment mamy lekcję łucznictwa-Liz jęknęła, Percy zaśmiał się.- Nie martw się, wielu ludzi nie lubi łucznictwa, a szczególnie dlatego, że to jest dyscyplina zarezerwowana dla dzieci Apolla, no i Łowczyń.
 -Nie lubie ich-odparła Elizabeth.
 -Dlaczego?- Percy wyglądał na zdziwionego.
 -Nie mówię, o wszystkich, ale po prostu ja i Artemida nie dogadujemy się za dobrze.
 -Znasz ją?
 -Tak. Powiedzmy, że jak ją pierwszy raz spotkałam to ją obraziłam.
 -Wiesz, może lepiej chodźmy na zajęcia-chłopak potarł kark niezręcznie i zaczął powoli odchodzić od stołu.
 Domek Posejdona miał zajęcia z dziećmi Apolla, Hadesa, Hefajstosa i Hekate.
 -Hej, Zoey- Liz podbiegła do córki bogini magii.
 -Cześć. Gotowa na lekcje?- spytała i uśmiechnęła się na widok nieszczęśliwej miny swojej jedynej znajomej w obozie.-Sądząc po twojej minie, to nie jesteś.
 -Czemu się dziwisz? Nie mogę nawet wycelować, a już wiem, że mi się nie uda i szybciej postrzelę kogoś, niż trafię w cel.
 -Na pocieszenie, mi też nie idzie.
 Liz westchnęła i wróciła na swoje miejsce. Gdy była duchem, to potrafiła się posługiwać każdym rodzajem broni. Teraz jako śmiertelna, miała problem. Westchnęła i wzięła strzałę. Usłyszała za sobą chichot, odwróciła się i za sobą ujrzała Willa Solace.
 -Coś cię śmieszy, Will?
 -Tylko twoja nieporadność- chłopak uśmiechnął się promiennie i podszedł do dziewczyny.- Spójrz, unieś luk i nałóż strzałę na cięciwę. Potem odciągnij rękę ze strzałą, jak najdalej- Liz robiła to co mu kazał. Will podszedł do niej i ustawił ją w pozycji strzeleckiej.- Teraz możesz strzelać, ale zanim to zrobisz to wyczyść umysł, przestań myśleć, o bardzo ważnych dla ciebie sprawach. Myśl tylko, o celu.
 -Byłoby łatwiej, gdybyś się zamknął-odparła czarnowłosa. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, i wyrzuciła wszystkie natrętne myśli, skupiła swój wzrok na celu i strzeliła.
 TRACH!
 Strzała wylądowała, równo na środku tablicy. Córka Posejdona uśmiechnęła się i odwróciła w stronę Solace’a, który stal z otwarta buzią.
 -I jak?- dziewczyna uśmiechnęła się bezczelnie.
 -Ja…Gratulacje, trochę praktyki i może będziesz przeciętnym strzelcem- powiedział blondyn.
 -Przeciętnym?
 -Bez obrazy, ale jak ja to nie strzelasz- zanim Liz zdążyła mrugnąć Will wyciągnął luk i wystrzelił, trafiając idealnie w środek.- Musiałabyś ćwiczyć, niemal codziennie, aby osiągnąć taką formę.
 -Nie ma, jak bycie skromnym-czarnowłosa zaśmiała się, a chłopak do niej dołączył.
 -UWAGA!- oboje odwrócili się w stronę przerażonego głosu Leo. W ich stronę pędziła strzała. Syn Apolla nie wiele myśląc, zaczął biec w stronę dziewczyny i w ostatnim momencie pchnął ją na ziemie.
 -Yyy…Dziękuję-rzekła nieco skrępowana Elizabeth.- Czy mógłbyś już ze mnie…?-blondyn dopiero sobie uświadomił, że leży na dziewczynie. Od razu oblał się szkarłatnym rumieńcem.
 -Jasne-Will wstał i podał dziewczynie rękę, którą przyjęła.
 -Nic wam nie jest?- do pary podbiegli Nico, Zoey i Leo.- Przepraszam, was zagadałem się z nimi i tak jakoś wyszło. Nie patrzyłem, gdzie celuję.
 -Wszystko jest w porządku. Wracamy do ćwiczeń-rozkazał Will. Przez następne półgodziny wszystko było w porządku. Ludzie ćwiczyli, rozmawiali, albo nic nie robili, jak Leo, Liz i Percy.
 -Może powinniśmy, coś zrobić?- spytał Leo.
 -Żebyś znowu kogoś zabił, podziękuję- rzekła Lizzy.
 -Chyba i tak nici z ćwiczeń- Percy wskazał w stronę biegnącej Vanessy.
 -Chodźcie do Wielkiego Domu- wysapała.
 -Co się stało, Nessa?- spytał Nico i położył uspokajająco rękę na jej ramieniu.
 -Rachel ma zamiar wypowiedzieć kolejną przepowiednie.


 Wielki Dom już dawno nie pamięta takiego tłoku. Każdy obozowicz, satyr, czy nimfa chcieli wiedzieć co ma do powiedzenia. Oczy Rachel rozżarzyły się złotem, a z jej usta padł straszliwy rechot. Następnie głosem, jakby dziecka wypowiedziała słowa kolejnej Wielkiej Przepowiedni
                                             
                                              Dziewięcioro wyruszy,
                                              w podróż niemożliwą.
                                              Ten, co ogień posiada,
                                              ten co strzałami włada.
                                              Duchów wybawiciel,
                                              jak i potępiciel.
                                              Trzech braci pomysłowych,
                                              i córka magów niezliczonych.
                                              Ostatnia najważniejsza,
                                              duchy z ludźmi zjednoczy
                                              i mocą wody niewidzialną wyspę zatopi.
                                              Tam, gdzie żaden chcąc nie dopłynął,
                                               ale skruszał pod piękną dziewczyną.

 Rachel zemdlała,  a w Wielkim Domu, zaczęły się spekulacje.
 - Tam, gdzie żaden chcąc nie dopłynął, ale skruszał pod piękną dziewczyną-szepnęła Annabeth.
 -Calypso?!-krzyknął zdziwiony Leo.  

Przepraszam, następny rozdział za 2 tygodnie.
MysteryHope.  

środa, 22 kwietnia 2015

Miecz 3

Po pierwsze chciałam was bardzo przeprosić za to, że tak długo nie było rozdziału, ale niestety mam małe problemy z komputerem(teraz piszę z telefony). Rozdział pojawi się w do końca tego tygodnia

niedziela, 26 października 2014

4."...córka Posejdona i moja starsza siostra."

Piątek, dzień ogniska. Dla wielu dzień idealny. Lecz nie dla Zoey. Dziewczyna była w obozie już tydzień i nadal nie mogła znaleźć sobie jakiś znajomych . Wszyscy byli zajęci tylko tą nową dziewczyną z Elizjum, Elizabeth. Czarnowłosa była nowa w te klocki i nie miała pojęcia, jak to jest możliwe.
Czarnowłosa westchnęła. Wątpiła w to, że jest tu ktoś ją zrozumie. Patrząc na wszystkich Obozowiczów, od razu się wdziało, że są młodsi od dwudziestolatki. Panna Hunter była bardzo dobrym obserwatorem. Jako studentka prawa, na najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku , czarnowłosa potrafiła powiedzieć, coś o dopiero co poznanej osobie, już po minucie znajomości. Tak i było za tym razem, rozglądając się po Obozie Herosów z miejsca w, którym nikt jej nie mógł znaleźć. Zoey oglądała Percy'ego i Annabeth trzymających się za rękę, spacerujących po brzegu plażowym. Katie uciekała za Travis'em, który chciał jej wręczyć różę. Zoey pokręciła głową, psychicznie zakładając się sama ze sobą o to, że w końcu ta dwójka będzie razem.
Piper szła wraz z Kaylą, córką Apolla. Odkąd Jason wyjechał wraz z Reyną do rzymskiego obozu, stała się bardzo markotna. Oczywiście, każdy wiedział, że Jason wróci niedługo i wtedy znów będzie tą samą zabawną i miła Piper, jaką wszyscy znają.
Po drugiej stronie Nico, Connor, Chris i Clarrise ustawiali dowcip, który chcieli zrobić Liz i Will'owi. Od pamiętnego pocałunku w policzek, chłopcy stali się nie ugięci i stawiali ich w niezręcznych sytuacjach. Jakoś, tak przedwczoraj zamknęli ich w zbrojowni, w najmniejszej części, gdzie trzymali wszystkie przedmioty czyszczące. Jak się później okazała, był to bardzo zły pomysł. Lizy i Will prawie się tam nie zabili. Po minucie mieli już dosyć swojego towarzystwa. Na całe szczęście nie było tam, żadnej broni, ani niebezpiecznych chemikaliów. Chejron był bardzo nie zadowolony, prawdę powiedziawszy był wściekły i to bardzo. Żaden z Obozowiczów nie widział, go nigdy wcześniej tak wściekłego. Z tego, co mówiły plotki od dzieci Afrodyty, kazał im, zamiast harpiom, sprzątać po obiedzie.
-Hej, co ty taka zamyślona-obok niej odezwał się czyjś rozbawiony głos. Czarnooka podskoczyła z zaskoczenia nie miała pojęcia, że ktoś ją tu znajdzie.
-Co, do...?!Leo! Co ty sobie myślisz, zawału o mało, co przez cienie nie dostałam.
-Ciebie też miło wiedzieć, Zoey- chłopak uśmiechnął się promiennie, ukazując jego śnieżnobiałe zęby. Zoey dopiero teraz miała szansę przejrzeć się synowi Hefajstosa. Miał on czarne, osmalone włosy, jego oczy miały niespodziewany głęboki brązowy kolor oczu. Jego twarz była pokryta smarem. Z tego, co dziewczyna zdążyła zaobserwować, to chłopak zawsze chodził uśmiechnięty. Nie ważne, czy działo się źle, czy dobrze. Czy ludzie chcieli płakać lub mieli ochotę się schować w głębi siebie i nigdy nie wyjść. On zawsze każdego rozśmieszał, taki już był Leo.
-Czego chcesz, chciałem się zapytać, czemu siedzisz sama, na skraju lasu, obserwując każdego z nas po kolei.
-Lubię obserwować ludzi, to pomaga mi ich zrozumieć. Wiesz każdy z nas jest inny, zachowuje się inaczej przy każdej osobie.
-Na przykład?
-Spójrz na Liz i Connor'a, znają się dopiero tydzień i już się świetnie ze sobą dogadują. Jednak Will i Lizzy to już inna sprawa. Oni się po prostu się nie znoszą, tak musi być. Jednak, gdyby próbowali się bliżej poznać, to naprawdę mogli by zostać, najlepszymi przyjaciółmi.
-Wow. Skąd to zainteresowanie, obserwowaniem ludzi?
-Studiuję prawo, w najlepszym uniwersytecie w Nowym Jorku..
-Serio? Nie miałem pojęcie, że taką fajną dziewczynę jak ty, interesuję prawo.
-Lubię pomagać, ludziom, a przez to będę mogła coś zmienić. Mam nadzieję-ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem.
-Nie łam się, zawsze będziesz miała poczucie, że coś chciałaś zrobić. A jeżeli, nie będziesz mogła to ludzie są po prostu za głupi, aby to zrozumieć.
-No, no, panie Valdez nie wiedziałam, że możesz powiedzieć coś mądrego.
-Wiesz, ja też czasami mam przebłyski inteligencji.
-Nigdy w tonie wątpiłam- rzekła Hunter.- Musisz przyznać, że myślenie to nie jest twoja najmocniejsza strona.
-Jestem bardzo inteligentny.
-Jak sobie chcesz. Tak w ogóle, jesteś chyba w podobnym wieku, co ja, nie myślałeś może o studiach.
-Właściwie dostałem się na studia mechaniczne. Wiesz budowa maszyn i tak dalej.
-To niesamowite! Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś tego nikomu, bo to nie jest coś czym chce mi się chwalić.
-Jesteś głupi Valdez.
Elizabeth chodziła po obozie zdenerwowana jak nigdy. Właśnie dziś miała powiedzieć, kogo jest córką. Wiedziała, że Percy, Nico, Chris, Connor i Leo nie mają problemu z jej mocami i tym, że jest córką Posejdona. Thalia ją akceptuje, ale co z Jasonem i Hazel?. A, co z tym, że każdy z bogów ją uwielbia, kocha ją.
-Lizzy! Lizzy!-dziewczyna uśmiechnęła się, gdy usłyszała głos swojego kuzyna.
-Co się stało, Nico?
-Wyszedłem z domku i zobaczyłem ciebie, idącą jak struta.
-Co się dziwisz, od dziś wszyscy będą wiedzieć, kto jest moim ojcem, to jest najbardziej stresująca rzecz na świecie.
-Najbardziej, stresującą rzeczą na świecie jest bycie synem Hadesa. Każdy się na ciebie patrzy jakbyś miał za moment kogoś zabić.
-Wiesz, twoja aura na Olimpie i w Podziemiach mówi śmierć i to bardzo.
-Dlaczego, nikt mi nie mówił tego? Nie wiem jakieś perfumy, czy coś-Lizzy skrzywiła się lekko.
-Powinieneś porozmawiać z ojcem, ale nie sądzę, żeby ci pomógł, wiesz aura śmierci pomaga Hadesowi.
-Wiesz, pomoc ojca, nie jest najlepszym pomysłem, ale dzięki za ideę-Liz wybuchnęła śmiechem.
-Oj, di Angelo! Jesteś moim ulubionym kuzynem.
-Znasz mnie najdłużej ze wszystkich, to ty nauczyłaś mnie władać cieniem, abym mógł podróżować.
-Pamiętasz, aby jej nie nadużywać.
-Pamiętam , pamiętam. Czasami zachowujesz się gorzej od Demeter.
-Ja?! Jak Demeter? Nigdy! Po pierwsze nie jestem tak wiekowa jak ona. Po drugie ja, jakoś wyglądam. Po trzecie nienawidzę zboża-na ostanie oboje kuzynów zadrżało. Jeżeli już coś łączył oboje, jak i ich ojców to nienawiść do zboża.
-Wiesz, że mówisz jak Will? On też mi każę oszczędzać moc. Bo inaczej zginę. Wiesz, jego moc, jako syn Apolla mówi tylko i wyłącznie „Słaby Nico”.
-I w tym się z nim zgodzę. Nie możesz nadużywać swojej mocy, to może ci poważnie zaszkodzić.
-Na przykład?
-Staniesz przed swoim ojcem, nie jako syn, ale jako duch. I wtedy będziesz musiał się go słuchać, jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
-Ok, tym mnie przekonałaś. To, co idziemy na łucznictwo?
-Ta, nie ma to jak najgorsze zajęcie z samego rana. Głupia klątwa Apolla.
-Jaka klątwa?
-Nic nie wiesz?-zdziwiła się zielonooka.-Apollo rzucił na dzieci Hadesa i Posejdona klątwę i przez to nie możemy strzelać z łuku. Nie ważne, jak będziemy próbować, a i tak nigdy nie trafimy do celu. Oczywiście, jak byłam duchem, to nie działało, bo tam musiałam służyć w wojskach twojego ojca.
-Ale, dlaczego Apollo nas przeklnął?
-Poszło o Oriona. Wiesz, doskonale, że był on synem mojego ojca. Był doskonałym łucznikiem, ale strasznie podobała mu się Artemida. Więc, Apollo, który bardzo się troszczy o swoją siostrę rzucił na nas klątwę i kiedy Hades nie chciał umieści mego brata na Łąkach Asfodelowych, tylko w Elizjum...
-Ta już wszystko rozumiem.
-Hej!-usłyszeli krzyk Willa.- Macie zamiar tam tak stać i rozmawiać, czy przyjdziecie tu i poćwiczycie razem z nami.
-Już idziemy nie denerwuj się tak, Złotowłosy-rzekła Liz.
-Jak mnie nazwałaś?
-Złotowłosy. Bardzo to do ciebie pasuję. Masz takie lśniące blond włosy, a w słońcu wydają się, żę iskrzą- niektóre osoby wybuchnęły śmiechem na komentarz brązowowłosej.
-Koniec tych śmiechów!-krzyknął zdenerwowany Solace.- Wracamy do ćwiczeń.

Tego samego dnia, Leo chodził wokół jeziora. Rozmyślał nad tym, co mu powiedziała Zoey. Dziewczyna była naprawdę nie zwykła. Potrafiła nieźle dogadać, tak samo, jak...Leo westchnął, wiedział, że czym prędzej, czy później będzie musiał odnaleźć Calypso. Przysiągł jej na rzekę Styks, a doskonale zdawał sobie sprawę, że nie można tego złamać. Już od paru miesięcy, starał się złożyć jakoś kulę Archimedesa z kryształem z groty niesamowitej dziewczyny.
Tak bardzo za nią tęsknił. Miał nadzieję, że jego marzenie się spełni i odnajdzie ją.

Percy, chodził cały dzień zdenerwowany. Chciał już móc normalnie rozmawiać z Lizzy. Z tego co opowiadał o niej ojciec, świetnie walczyła, umiała kontrolować swoje moce. Była bardzo odważna. W Podziemiach była głównodowodzącą wojsk Hadesa. Miała świetny kontakt ze wszystkimi, szczególnie z samym Panem Umarłych, który naprawdę traktował j ja rodzinę.
-Percy! Percy!-chłopak odwrócił się na głos Annabeth.- Bogowie już przybyli, powiedzieli, że mają ważną sprawę. Znaczy się, chcą powiedzieć czyją córką jest Elizabeth i muszą iść na pilne posiedzenie rady olimpijskiej.
-Już idę
-Jak myślisz, kto jest boskim rodzicem, tej dziewczyny?
-Nie wiem.
-Ja myślę, że to będzie albo Afrodyta, albo Ares. Dziewczyna świetnie walczy i lubi się kłócić. Z drugiej strony jest jednak bardzo piękna i umie przekonywać, więc może jest jak Piper.
-Może, kto wie-Percy pociągnął Annabeth za sobą na ognisko, gdzie zajęli wygodne miejsca.
-To chyba możemy już zacząć-rozpoczął Zeus.- Otóż zebraliśmy się tutaj, aby odgadną kto jest boski rodzicem tej tutaj, Elizabeth Rodriguez. Jest to osoba związana ze mną dosyć mocno. Jest to bóg. Nie bogini. Jej ojciec jest narwany, niepohamowany w swoich czynach. Często robi, a potem myśli- ludzie zaczęli się patrzeć, to na Percy'ego, to na Posejdona.
-Mówiąc krótko-odezwał się Władca Morza.- Liz to moja córka.
-Co?!-zdziwił się Malcolm, syn Ateny.-Dlaczego tego nie odgadliśmy?
-Bo, dzieci Posejdona rządzą.- Percy i Liz przybili sobie piątkę. Chłopak objął swoją siostrę ramieniem, a ona wybuchnęła śmiechem an miny zgromadzonych herosów. Nagle nad jej głową pojawił się trójząb, a na ramieniu tatuaż o takim samym kształcie.
Obozowicze, zaczynali klaskać i wiwatować, powoli wychodząc z szoku.
-Wiwat Elizabeth Rodriguez, córka Posejdona i moja starsza siostra!-wykrzyknął Percy.

Wiem. Przepraszam, zawaliłam, ale mam urwanie głowy. W domu, jak i w szkole. Mam nadzieję, że nie zawiodłam wasz, aż tak bardzo. Proszę o komentarze.
Poza tym, bardzo chciałam podziękować, za ponad 1000 wejść na mój blog.
Pozdrawiam MysteryHope

P.S. Co sądzicie o moim opowiadaniu, o Willu?