Chris
westchnął cicho i spojrzał się przez okno autobusu, który miał
zawieść ich całą dziewiątkę do Filadelfii w stanie Pensylwania,
Mieli dotrzeć tam za jakąś godzinę, a Chris, którego ADHD
odzywało się w najmniej pożądanych momentach zaczynał powoli
trząść się z nudów.
Chłopak
rozejrzał się wokół siebie, Zoey i Liz rozmawiały o jakimś
zespole, a może o książce, stracił już rachubę. Nico i Reyna
szeptali między sobą i co rusz rozglądali się, czy nikt ich nie
podsłuchuję. Leo i jego bracia z diabelnymi uśmiechami rysowali
coś na kartce, a Will, który siedział koło niego spał, mamrocząc
coś pod nosem.
Oprócz
nich w autokarze było pięć osób. Matka z córką, chłopak i
prawdopodobnie jego -dziewczyna. Sądząc po stanie ich ubrań i
tego, że byli wystraszeni, Chris wywnioskował, że musieli uciec z
ich domów rodzinnych. Rodriguez zastanawiał się, jak można być
takim idiotą, aby uciekać z domu. On sam nie miał większego
wyboru, matka wyrzuciła go, kiedy odszedł od niej jej partner,
który toczył wieczną walkę z dziesięcioletnim wtedy Chrisem.
Błąkał się po ulicach, aż przez rok, kiedy to znalazł go jakiś
satyr i zaprowadził do jego prawdziwego domu.
-Ile
jeszcze czasu! Mój syn nie będzie czekał na mnie wieczność-syn
Hermesa westchnął, no tak zapomniał o starszej pani, która umiała
tylko narzekać. Wsiadła do nie tego autobusu, ale nikt nie mógł
jej tego przetłumaczyć. Cały czas mówił, o Los Angeles.- Jest on
ważnym biznesmenem i nie powinien on czekać!-wykrzyczał do
kierowcy, który zacisnął ręce mocniej na kierownicy i zacisnął
szczęki.
Czeka...zbuntowana
i...dusza- oczy Chrisa rozszerzyły się ze zdziwienia, odwrócił
się w stronę Willa, który zaczął mieszać się we śnie. Chłopak
wyglądał na przerażonego, cały czas mamrotał słowa, jakby
przepowiedni.
Nagle
jego oczy otworzyły się z przerażeniem, a Will z wielkim
niepokojem rozejrzał się po autobusie.
-Co
jest stary?-Chris był zmartwiony, zachowaniem swojego najlepszego
przyjaciela.
-Śniła
mi się, że jestem w Podziemiach na jakiejś uroczystości.
Obchodzono kogoś urodziny, widziałem tam Rodriguez i Hadesa, nawet
tatę i wtedy on wypowiedział jakąś przepowiednię, o końcu
Hadesu lub Hadesa. Naprawdę nie wiem.
-Powinniśmy
spytać się Lizzie lub Nico oni powinni coś wiedzieć. Nie patrz
tak na mnie, wiesz, że jest to bardzo dobry pomysł-syn Hermesa
westchnął na widok miny przyjaciela.
-Zgoda-Solace
zgodził się niechętnie.- Gdy tylko wysiądziemy w Filadelfii,
porozmawiam z Liz, ale ni licz na nic. Może i została
Ożywieńcem z Elizjum, ale nadal jest wierna Podziemiom i Panu...
-Ile
jeszcze czasu? Mój syn mnie oczekuje, a ja mam pilną sprawę do
załatwienia-rozmowę przerwała po raz kolejny kobieta, a Liz z
Zoey, które siedziały za nimi prychnęły.
-Czeka,
chyba, aby ją zabić za jej nieznośne gadanie w XV wieku, już
dawno ktoś by jej coś zrobił- córka Posejdona wydawała się
bardzo rozdrażniona.
Wszyscy
herosi spojrzeli na nią z zapytaniem w oczach.- Co nie moja wina, że
moje czasy były, jakie były- dziewczyna mrugnęła do Nico i
odwróciła się w stronę okna.
-Ja
tutaj oszaleję-poskarżył się Connor.- Jeżeli za moment nie
wysiądziemy, to...
-...wysadzimy
autobus-dokończył za niego Travis.
-Nie
przesadzajcie-fuknęła na nich Reyna.- Za chwilę będziemy wysiadać
w Filadelfii. Dziewczyna miała rację byli już prawię na miejscu.
Parę
minut później, dziewięcioro herosów stało na małym dworcu
autobusowym. Padał deszcz i każdy oprócz Liz był nieszczęśliwy.
Dwójka młodych uciekinierów stała niedaleko od nich szepcząc coś
do siebie i wskazując na herosów. Nico zlustrował ich po kryjomu
wzrokiem.
-Chodźmy
stąd-szepnął i spojrzał na Willa, który od czasu pokonania Gai
stał się jego bardzo dobrym przyjacielem.- Mam złe przeczucie, a
szczególnie do tej dwójki-wskazał na podejrzanych nastolatków.
-Masz
rację Nico-powiedziała Zoey, a Reyna pokiwała głową.-Przyglądają
się nam od kiedy weszliśmy do autobusu,a to nie wróży nic
dobrego.
-Znajdźmy
jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli przeczekać ten deszcz-rzekł
Chris i spojrzał na jego braci.- Ma to być mały hotel, nie możemy
wydać wszystkich naszych pieniędzy- upomniał ich, a synowie
Hermesa uśmiechnęli się podstępnie i udali się do najbliższej
Informacji.
-Dobrze-szepnęła
Zoey i spojrzała na Willa, którego oczy ni odrywały się od
Lizzie.
Córka
Posejdona stała z zamkniętymi oczami na deszczu. Pozwalając, aby
krople deszczu, przypominały jej o dawnych latach, kiedy to
Hiszpania była wielką potęgą. Kiedy to bogowie mieszkali w Starej
Ziemi, kiedy Ameryka była nazywana Indiami.
Dziewczyna
tęskniła za tymi czasami, kiedy wszystko było prostsze. Przełom
średniowiecza i nowożytności. Wtedy każdy robił, co chciał.
Dzieci latały po ulicy i nikt się nimi nie przejmował.
Oczywiście
inkwizycja i wszystko inne, co związane z religią, ale każdy wiódł
szczęśliwe życie.
-Rodriguez!-dziewczyna
otrząsnęła się ze swoich rozmyśleń, usłyszawszy głos Willa.
Blondyn trzymał ją za łokieć, patrząc na nią intensywnie.
Lizzie nogi ugięły się pod spojrzeniem tych wspaniałych,
niebieskich oczu.-Rodriguez! Czy ty mnie w ogóle słuchasz!-warknął
na nią chłopak.- Bliźniacy znaleźli nam miejsce do spania, więc
z łaski rusz się i pomóż nam z bagażami!
-Solace,
mój drogi, jak ja mam ciebie już dosyć. To jest gorsze niż
Persefona i jej głupie Pamiętniki Wampirów*-dziewczyna prychnęła
i odwróciła się w stronę Zoey i Reyny, które wywróciły tylko
oczami na kłótnię dwójki dwudziestolatków.
Kiedy
weszli do holu głównego pensjonatu "Peloponez" od razu
poczuli dziwny metaliczny zapach. Poza tym miejsce ich tymczasowego
pobytu nie wyróżniało się niczym szczególnym. Hol był wielki,
znajdował się tam kominek, a wokół niego fotele i kanapy. Nad
kominkiem wisiał obraz przedstawiający Półwysep Peloponeski.
Travisowi wydało się to dosyć podejrzane, ale postanowił
zignorować to uczucie i wypocząć przez tę noc.
Za
oknem szalała burza, niepozwalająca zasnąć pannie Hunter. Od
najmłodszych lat dziewczyna nie spała podczas burz, czy sztormów.
Nie dlatego, że się bała, ale dlatego, że to te niesamowite
zjawisko natury miało w sobie jakąś nieziemską, magiczną moc,
które przyciągały ją, ale zarazem odpychały. W burzy skrywały
się magiczne zdolności jej matki, Hekate, ulubienicy samego Pana
Nieba, który cenił sobie magię. tak samo jak mądre rady Ateny.
Nagle
Zoey usłyszała skrzypienie podłogi pod ich pokojem. Nie tracąc
czasu położyła się do łóżka i nasłuchiwała. Kroki zatrzymały
się pod ich drzwiami, można było tylko usłyszeć, że zgrzyt
klucza. Dziewczyna zesztywniała, nie mogła nawet oddychać. Była
kompletnie przerażona. Poczuła, jak Liz koło niej sztywnieje jak
również.
HUK!
Jaki nastąpił po chwili mógłby obudzić nawet nieumarłego.
Półbogowie wyskoczyli ze swoich łóżek, jak oparzeni trzymając w
swoich rękach broń, a w przypadku Connora i Travisa krzesła.
Drzwi
wyleciały z nawiasów. Oczy Hunter zrobiły się wielkie, jak oczy
Afrodyty na wyprzedażach. Do pokoju weszła tajemnicza para z
autobusu. Chłopak i dziewczyna patrzyli się na nich z gniewem.
-Czego
chcecie?-spytała Reyna. Podnosząc swój miecz nieco wyżej.
Nieznajoma dziewczyna tylko się uśmiechnęła i rzuciła się na
Leo. Chłopak pisnął z przerażenia i cisnął w nią kule z
ogniem. Nastolatka wleciała z wielkim hukiem na ścianę. Chłopak z
wściekłością rzucił się do ataku. Jego ręce i nogi zaczęły
przypominać cienie. Oczy Liz rozszerzyły się z przerażeniem.
-TO
DEMONY!-krzyknęła do swoich towarzyszy.-Uważajcie, aby żaden z
was nie ugryzł!-dziewczyna dopadła, czym prędzej nie przytomną
dziewczynę i "wyparowała ją".
Po
drugiej stronie pokoju Connor walczył z drugim potworem. Nie było
to łatwe zadnie przede wszystkim dlatego, że używał do obrony
krzesła. Demon miał coraz większą przewagę nad synem Hermesa.
Nagle przez gardło demona przeleciała złota strzała. Potwór
zaczął krzyczeć przeraźliwie i zniknął w przestrzeni.
Każdy
z herosów odetchnął z głęboką ulgą. Will opuścił swój łuk
i pomógł wstać Travisowi, który podbiegł do swojego bliźniego,
który opierał się o ścianę i trzymał za krwawiącą ranę na
nodze.
-Zadrapanie
demona nie jest śmiertelne-powiedział Nico.-Musimy go jednak
opatrzyć, aby nie wdało się zakażenie.
-Już
się za to zabieram- odparł Will i zaczął przetrząsać swój
plecak w poszukiwaniu ambrozji i bandaży.- Nie wiem jak wam, ale mi
się to nie podoba. Potwory, czy demony, cokolwiek to było za szybko
się o nas dowiedziały. Nie było nas w obozie niecałe dwa dni.
-Will
ma rację- powiedziała Liz przerywając swoja rozmowę z Reyną.-
Jednak my też nie uważaliśmy. Ta dwójka wlokła się za nami od
przystanku, ale my byliśmy na tylne nie uważni, aby ich nie
zauważyć.
-Rosalie
może już znać miejsce naszego przeznaczenia, więc nie ma co
owijać w Lete, ale uważać na demony, które pojawią się na
naszej drodze-widać było, że Nico udający, że pomaga Willowi,
tak naprawdę jest strasznie smutny. Herosi nie dziwili się temu,
jeżeli to ich rodzicom groziło niebezpieczeństwo, też woleliby,
załatwić to jak najszybciej.
-Nie
ma co się martwić, na zapas-każdy ze zdziwieniem uznał słowa Leo
za prawdę.- I tak, prędzej czy później by się o nas dowiedzieli,
więc może i lepiej, że teraz. Musimy być po prostu gotowi.
-Leo
ma...Ała!...Ostrożnie z mą delikatną nogę, ma mi jeszcze służyć-
Connor uśmiechnął się słodko w stronę Willa, który warknął
tylko gniewnie.-Leo ma rację. Lepiej wróćmy do snu, te demony i
tak tutaj na razie nie przyjdą.
Chcąc,
czy nie wszyscy wrócili do spania.
Ogień.
Wszędzie ogień, i ta wielka ochota zaczerpnąć oddech, który nie
popaliłby jej gardła. Obelgi rzucane w nią, wciąż je słyszy w
swoich myślach i te szydercze śmiechy.
-Wiedźma!-ktoś
syknął z nienawiścią, jakiej nie żywił nawet do najeźdźców.
Spojrzała się w bok obok niej, ale w pewnej jednakże odległości
stał inkwizytor ze swoim jakże, irytującym uśmiechem. Chciał
tylko, aby ten jego uśmiech zszedł z jego nadętej twarzy i poczuł
co to znaczy...
Ból,
który przeszedł przez jej ciało był nie do pomyślenia. Płomienie
lizały jej skórę spalając ją od zewnątrz, jak i wewnątrz. Jak
ona chciała, aby ten ból ustał, jak ona chciała, aby to się już
skończyło.
-Rodriguez!-usłyszała
czyjś głos. Wydawał się kojący, przy tak wielkim natłoku
bólu.-Elizabeth!LIZ!
Córka
Posejdona otworzyła oczy i poderwała się do góry z przerażeniem.
Obok niej siedział Will na którego twarzy malowało się
przerażenie. Dziewczyna rozejrzała się po reszcie i zauważyła,
że wszyscy jeszcze śpią.
-Wszystko
w porządku Liz?-spytał chłopak. Zielonooka nic nie powiedziała,
tylko wybuchła płaczem i wtuliła się w pierś chłopaka, który
momentalnie objął dziewczynę.-Wszystko będzie dobrze. To tylko
głupi koszmar.
-On
był wszędzie-dziewczyna załkała cicho i na pytające spojrzenie
chłopaka dodała.-Ogień był wszędzie to było nie do zniesienia.
-O
czym ty mówisz Liz?-Will był zaskoczony, że ktoś taki jak Liz
może być zarazem tak kruchy i delikatny. Wziął dziewczynę na
ręce i położył się na kanapie wraz z nią.
-Śniło
mi się, jak inkwizycja spala mnie na stosie. I jak ten głupi
inkwizytor się uśmiecha, ten jego głupi uśmiech-oczy dziewczyny
znów zaszły łzami.
-Hej,
to się już nie powtórzy nigdy, ale to przenigdy. Daje ci moje
słowo, że inkwizycja ci nie grozi-dwudziestolatek spojrzał na nią
całkowicie poważnie. Liz zachichotała tylko.
-Nie
jesteś taki zły Solace, jak na syna Apolla-nie
wiedząc kiedy zasnęli.
-Pora
wstawać gołąbeczki!-rozległ się radosny głos Leo. Śpiąca
para podniosła się na dźwięk głosu mechanika. Gdy zobaczyli całą
ich grupę uśmiechającą się głupawo i synów Hermesa,
podnoszących sugestywnie brwi, Will jęknął, a Liz zarumieniła
się wściekle i ukryła twarz w zgięciu szyi chłopaka.
*nie
chciałam obrazić nikogo kto ogląda Pamiętniki Wampirów. Jest to
po prostu pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy.
Hej,
kochani. Naprawdę was przepraszam za ten długi czas oczekiwania,
ale naprawdę wiele stało się w moim życiu i nie miałam szans
pogodzić obowiązków z moim pisaniem, jeśli tak mogę nazwać te
marne wypociny.
Cóż
mam nadzieję, żęe chociaż trochę będzie się wam to podobać i
nie jesteście źli na mnie za tak długi pozostawienie.
Kocham
Was i pozdrawiam
MysteryHope