Następnego dnia,
każdy z obozowiczów próbował się dowiedzieć kogo dzieckiem jest
ta tajemnicza i niesamowita, Elizabeth Rodriguez. Każdego zaskoczył
to, że tak szybko dogadała się z Percym Jacksonem. Wielu ludzi
zakładało, że jest córką Afrodyty lub nawet samego Zeusa.
Pomyśleć tylko, że gdyby nie sytuacja na śniadaniu to nikt by nie
wnikał, o jej pochodzenie.
Gdy
rano wstała, wszyscy z jej domku jeszcze spali. Ona na przekór
tego, że była nocnym markiem i nie lubiła wcześnie wstawać, nie
mogła już spać. Poza tym, chrapanie któregoś z barci Stoll nie
dawało jej się wyspać. Poszła do łazienki i ubrała i się w
czarne dresy i morską bluzę. Liz wiedziała, że jej ubiór
powinien im coś podpowiedzieć. W końcu miało w swojej szafie
ubrania praktycznie tylko, czarne, szare, białe i morskie.
Oczywiście, przewijały się tam inne kolory, ale te były jej
ulubione.
Lizzy
wyszła przed domek Hermesa i odetchnęła rześkim powietrzem. Dziś
był idealny dzień, aby pobiegać. Czarnowłosa starała się
biegać, ale jako duch, który się nie zmienia, nie potrafiła dotrzymać przyrzeczenia. Liz ruszyła i stwierdziła, że pobiegnie
wokół domków i jeziora. Dziewczyna biegła, przez dłuższą
chwile zatrzymała się przy domku numer trzy, domku Posejdona.
Dziewczyna, miała skrytą nadzieje, że już niedługo trafi tam i
będzie mogła w końcu poznać swojego brata
Czarnowłosa
pobiegła nad jezioro. Widok był piękny. Woda rozciągała się, aż
do zatoki Long Island. Na drugim brzegu był las w, którym
znajdowały się przeróżne potwory. Elizabeth usiadła nad brzegiem
i odetchnęła czystym powietrzem. Według, niej było tu wspaniale.
Nie było piękniejszego miejsca na całym świecie. Słońce jeszcze
nie wzbiło się zbyt wysoko, dzięki czemu na wodzie pojawiły się
kolorowe smugi.
Nagle
koło Rodriguez ktoś usiadł i dotknął jej ramienia. Zielonooka
drgnęła i krzyknęła cicho
-Spokojnie to tylko
ja?-powiedział głos, dziewczyna odwróciła się i zobaczyła
Percy'ego, swojego brata-Co ty tutaj robisz, jest bardzo wcześnie?
-Oto
samo mogę zapytać ciebie-odparła
-Nie
mogłem spać. Cały czas myślałem o tym, czego się wczoraj
dowiedziałem.
-Nie
możesz w to uwierzyć?-bardziej stwierdziła, niż zapytała
-Dokładnie. No
wiesz w końcu nie co dzień, dowiaduje się, że masz siostrę i to
starszą.
-Racja.
Ale wiesz co? Jeżeli, cała reszta zgadnie szybko kim jestem, to
będzie nam łatwiej pogadać, bo teraz jesteśmy tak jakby
podejrzani, a szczególnie przez Annabeth.
-Oj,
nie przesadzaj. Zawsze zostają nam rozmowy, takie jak teraz, albo na
treningach.
-Na
treningach?
-Skąd,
wiesz może zostanę twoim osobistym trenerem.
-Rozniosę się.
Może i jesteś najlepszym szermierzem, ale ja mam prawie pięćset
lat praktyki i odcinania Heraklesowi głowy.
-Ok-rzekł Percy i
spojrzał na słońce. Rozmawiali jeszcze tak półgodzinny. Okazało
się, że lubią te same jedzenie, tą samą muzykę. Mieli podobne
zainteresowania. Gadało im się świetnie, nie mogli przestać
rozmawiać. Jednakże, słońce było coraz wyżej na niebie i obje
wiedzieli, że za moment cały obóz obudzi się do życia.
-Widzimy
się na śniadaniu-powiedziała Liz i uciekła w stronę domków.
Gdy
zielonooki wrócił do swojego domku zastał tam Nico i Thalie.
-Hej,
co wy tu robicie?
-Chcemy
porozmawiać.-odparła jego kuzynka.-Zastanawiam się tylko, jak się
czujesz z wiedzą, że masz siostrę,...
-...i
to starszą-dokończył Nico i uśmiechnął się chytrze. Naprawdę.
Mamy wiele wspólnego. Mam tylko nadzieję, że szybko pójdzie
uznanie jej jako, córki Posejdona.
-Rozumiemy, Annabeth
przestanie być zazdrosna-zaśmiała się Thalia.-Przyszła do mnie
biedaczka, po całej zabawie i zaczęła mi się żalić. Myślałam,
że umrę-Percy i Nico zaczęli się śmiać, jak jacyś szaleńcy.-To
nie jest śmieszne!
Nagle
rozległ się wielki gong, zapowiadający, że za pół godzinny
będzie śniadanie.
-Lepiej,
już pójdziemy-powiedział Nico.-A, ty drogi kuzynie, weź prysznic.
Czeka nas dzień pełen wrażeń.
Na
śniadaniu było bardzo niespokojnie, każdy z obozowiczów chciał
wiedzieć, kto jest boskim rodzicem, tej niezwykłej dwudziestolatki.
Dzieci Afrodyty mówiły, że jest ona córką Afrodyty, ponieważ ma
ona bardzo delikatne rysy twarzy, a poza tym jest bardzo ładna.
Dzieci Aresa, Hefajstosa i Demeter mówiły, że jest córką Ateny.
Dzieci Ateny, Hermesa, Apolla, Hekate i Nemezis uważały, że jest
córką Apolla.
W
pewnym momencie dziewczyna, spojrzała się na wszystkich
zdenerwowana, wstała od swojego stolika. Powiedziała, że ma dość ich wszystkich i przesiadła się do Nico, który gdy tylko ją
zobaczył od razu się uśmiechnął i zagłębił się w rozmowie o
szermierce.
Wszyscy
patrzyli zszokowani, nie spodziewali się, że dziewczyna wybuchnie
takim gniewem. W tym momencie zaczęły się nowe spekulacje.
-Skoro
jest taka nerwowa,-rzekł Travis Stoll- to może jest córką Aresa
lub Nemezis.
-Mi
coś tu nie pasuje w niej-powiedział brat Travisa, Connor.-Ona jest
za bardzo nerwowa jak na córkę Nemezis lub Aresa. A poza tym jej
wygląd wcale nie sugeruję tego. Spójrzcie na nią, na jej oczy.
One nie mówią Nemezis lub Ares, one mówią coś innego, ale nie
mam pojęcia co. To jest trochę bardziej skomplikowane.
-Connor
ma rację-do ich stolika podeszła Thalia.-Lizzy jest bardzo
skomplikowaną osobą, zresztą to widać. W końcu rozmawia z Nico,
a to jest już oznaka lekkiego szaleństwa.
-Wiesz,
co Thalia-odezwał się Percy.- To w ogóle nie jest miłe, ale
zgadzam się z tobą. Trzeba mieć coś z głową, aby rozmawiać z
Nico.
-Sam
ze mną rozmawiasz,kuzynie-wszyscy jak na komendę się odwrócili.
Za nimi stał Nico z niezbyt miłą miną i Lizzy, która ledwo
powstrzymywała śmiech.- Poza tym myślałem, że szybciej
odgadniecie boskiego rodzica, Rodriguez, to jest najprostsza rzecz na
świecie. Zresztą jej rodzic jest najlepszy na świecie, zaraz obok
mojego.
-Więc,
na pewno nie jest to mój ojciec-powiedziała córka Zeusa i mrugnęła do dziewczyny.- Zresztą
to dobrze. Bez obrazy, ale mam za dużo rodzeństwa, jak na razie.
-Spoko-odparła
brunetka.- A tak w ogóle to mamy za moment lekcję szermierki i nie
chcę się spóźnić.
-Racja-odparła
Annabeth.-Chodź zaprowadzę ciebie.
Gdy
wszyscy doszli do boiska do szermierki. Na niej stał już Chejron.
-
No, czas rozpocząć naszą, lekcje szermierki. Każdy pracuje w tych
samych parach co zawsze. Z małymi wyjątkami. Vanessa ty pracujesz z
Zoey, Chris ty z Lauren, bo Vannesa ćwiczy z Zoey. Percy ty dzisiaj
ćwiczysz z Thalią. Jason z Frankiem. Hazel z Piper, a Leo z Nico.
Bym zapomniał Clarrise ty ćwiczysz z Elizabeth-wszyscy spojrzeli na
centaura jak na wariata, przecież, córka Aresa ją zabiję.
Jedynymi osobami, które się uśmiechały byli Clarrise, Nico i Liz.
Dziewczyna nic sobie z tego nie robiła tylko uśmiechała się
jeszcze szerzej.
-Chejronie-odezwała
się Annabeth.-Może ja poćwiczę dzisiaj z Liz.
-Nie.
-Chejronie-wszyscy
odwrócili się w stronę Piper.- Wiesz ona nie ma broni.
-Mam-każdy spojrzał
zdziwiony na brunetkę.-Hades zadbał oto, abym nie wyszła z
Podziemi bezbronna-dziewczyna sięgnęła do swojego czarnego botka i
wyciągnęła długopis, który w niecałą sekundę zamienił się w
miecz.
-Wow-nikt z
obozowiczów nie zauważył podobieństwa do miecza Percy'ego.
-Tak.
Tylko Clarrise ja dawno nie walczyłam.
-Spoko-odezwała się
córka Aresa.-Postaram się nie wgnieść ciebie w ziemie.
Trening
się rozpoczął, herosi trenowali ciężko i każdy przestał
zwracać uwagę na dwie dziewczyny. Clarrise na początku walki
szeroko się uśmiechała, bo myślała, że to będzie pestka, a tu
nagle się okazała, że Elizabeth jest bardzo dobrą szermierką.
Jej uśmiech z sekundy na sekundę robił się mniejszy, aż w
końcu...Dzyń...Miecz Clarrise opadł z pięć metrów od niej.
Obozowicze przestali walczyć, każdy patrzył na te dwie dziewczyny
z oczami jak gigantyczne spodki.
-Jak
ty to zrobiłaś-pierwszy głos odzyskał Will.
-Jeszcze
nikomu nie udało się rozbroić Clarrise. Oprócz Percy'ego, Thalie
i Nico-powiedział Leo.
-Wiecie,
gdyby nie patrzeć na to, że mieszkałam w Elizjum. To mam ponad
pięćset lat praktyki.
-Ale,
powiedziałaś, że dawno nie walczyłaś-odezwała się córka
Aresa.
-No,
bo to jest prawda, ostatni raz walczyłam miesiąc temu. Ale, nie
przejmuj się, ja ćwiczyłam z Tezeuszem, Orionem, Perseuszem,
Jamesem i Heraklesem-na te słowa Nico wybuchł śmiechem.
-Herakles to ci
raczej za manekin służył- i dalej zaczął się śmiać, zaraz
zanim poszli Leo, Chris i bracia Stoll, którzy zrozumieli, o co
chodzi, synowi Hadesa.
-
To nie jest śmieszne, di Angelo!
-Bardzo,
śmieszne wodo...Lizzy.
-Ludzie!-krzyknęła
Annabeth- Czas iść do stajni, do pegazów. Widzisz, po wielkiej
wojnie każdy z nas dostał pegaza. Teraz musimy tobie wybrać,
towarzysza.
-Do
dyspozycji mamy trzy pegazy-odezwała się Lauren, córka Nemezis-
Gwiazdkę, Księżyca i Mer.
Właśnie
doszli do stajni, w środku było wiele skrzydlatych koni. Na samym
końcu stały trzy konie, przy ich boksach nie było tabliczki z
imieniem półboga.
Gwiazdka
była koniem, o maści złotawej, jej grzywa była biała jak chmura.
Księżyc był maści czarnej, ze srebrną grzywą. Za to Mer był
cały czarny, lecz jego oczy miały morski kolor, tak przenikliwy.
Oczy tego kolory miały tylko dzieci Posejdona i Mroczny, chociaż u
niego barwa zmieniała się też na czarny.
Elizabeth, podeszłą
do Księżyca i Mer, Gwiazdkę ominęła, to nie był koń dla
niej.
-Zoey-powiedział
Leo.- Ty też nie wybrałaś sobie jeszcze konia-do chłopaka
podszedł koń, był brązowy, ale jego grzywa przypominała ogień-
To jest Iskra, mój koń.
Hej, Mer, Księżyc i Gwiazdka, jestem Elizabeth, córka Posejdona.
Który, z was chce być moim koniem?
Córka
Posejdona. To dla nas zaszczyt. Jestem Mer i będę twoim
wierzchowcem i powiedz swojej znajomej żeby wybrała Księżyca.
Gwiazdka jest koniem specjalnym i jest ona przeznaczona dla satyrów.
Przekaż do obozowiczom Perseuszu Jacksonie.
Jasne Mer.
Dziękuje.
-Mer mówi, że chce być pegazem Lizzy, a Księżyc Zoey. Gwiazdka jest
za to pegazem satyrów-rzekł Percy.
-To
postanowione-powiedział Will.- I skoro Liz jest taka dobra w
szermierce, to może, zobaczymy jak sobie radzisz ze strzelaniem z
łuku.
-Nie!-wrzasnęli
Nico i Elizabeth.-Ja jestem beznadziejna, w strzelaniu z łuku.
Ostatnio prawie zabiłam Persefonę i Demeter, jak wybrały się na
przechadzkę po Elizjum.
-Nie
może być, aż tak źle-powiedziała Zoey.
-Uwierz
mi jest jeszcze gorzej. Ja mam to w genach.
-Ja
też-rzekł syn Hadesa, brunetka zaśmiała się i objęła go
ramieniem. Starsi chłopcy lekko się zdziwili, że taka dziewczyna
lubi syna Pana Śmierci.
-To
nie wiem już co-powiedziała Hazel i w tym samym momencie została
oblana wodą.-Percy!-wykrzyknęła.
Syn
Posejdona wpadł na idealny pomysł, cały obóz ruszył do wody.
Chłopcy chwytali dziewczyny w pasach i biegli z nimi, aby je wrzucić
do lodowatego jeziora. Półbogowie chlapali się wodą, topili,
nurkowali, pływali. Jason z Piper już dawno się tak dobrze nie
bawili w swoim towarzystwie. Oboje uważali, że Percy ma talent to
rozśmieszania ludzi. Nico obserwował Lizzy, która właśnie
została oblana przez Connora. Dziewczyna, która nie spodziewała
się tego, odwróciła się zszokowana, ale jej to na wiele nie
pomogło, bo Connor rzucił się na nią i zaczął ją topić. Nico,
Leo i Chris uśmiechnęli się szeroko.
Córka
Posejdona wynurzyła się z wody cała mokra i w ramach rewanżu
ochlapała syna Hermesa. Jednakże, jej woda nie była malutka, to
była bardzo duża fala, która zalała całego bruneta. Gdy chłopak
otrząsnął się z szoku, spojrzał się na Elizabeth, która
przeklinała się w duch, żę tak łatwo dała się zdenerwować i
wykorzystała swoje moce. Chris i Leo również patrzyli na to z
wielkim zdziwieniem. Liz i Connor wyszli z wody i podeszli do trójki
stojącej na brzegu.
-Nie
próbujcie nic nikomu powiedzieć, to ma być tajemnica-rzekła
dziewczyna.
-Do
ogniska, które ma być w ten piątek-dopowiedział Nico i spojrzał
się na największych dowcipnisi w obozie.-Słowo, że nic nie
powiecie?
-Słowo-odpowiedzieli.
-To,
co?-Connor uśmiechnął się chytrze do Liz.- Córka Posejdona, co?
-Tak-Lizzy
uśmiechnęła się sztucznie i pchnęła Connora tak, że ten wpadł
z powrotem do wody, reszta chłopaków wybuchnęła śmiechem.-A, wy
co się tak śmiejecie?- chłopcy polecieli znowu do wody, a Liz
wybuchnęła melodyjnym śmiechem i pobiegła do nich dołączyć.
Później
Lizzy chodziła sama po obozie, chciała go zwiedzić. Za jej czasów
obóz nie dość, że był w Hiszpanii, to wyglądał dosyć inaczej.
-Liz!-dziewczyna
odwróciła się i zobaczyła Thalie biegnącą w jej kierunku.-Jak
ci się podoba w nowym życiu?
-Fajnie.
Tylko, tęsknie za moimi znajomymi z Elizjum. Wiesz Orion, Tezeusz,
Perseusz, James, Bella, Achilles, Stevie, Cleo, Rose i Zoe, są mi
jak rodzina.
-Przyjaźniłaś się
z najznakomitszymi herosami w historii?
-Tak.
To było nie zwykłe, gdy przybyłam do Elizjum od razu wpadłam, im
do oka. Byłam pyskata, wredna i pełna sarkazmu.
-Spoko,
chciałabym, aby Percy i Nico tacy byli-Thalia westchnęła.
-Zobaczysz wszystko
się ułoży. Zobacz gong na obiad-dziewczyny westchnęły i ruszyły
w stronę messy.
-Tak,
w ogóle jak tam obóz?
-Dobrze,
tylko Chris, Leo i Connor wiedzą kim jestem, wiesz nasza dzisiejsza
kąpiel w jeziorze.
-Spoko,
tak w ogóle to ja się chciałam pożegnać, jutro wyjeżdżam na
misje dla lady Artemidy i nie będzie przez trochę.
-Jasne,
lepiej powiedz to Jasonowi. On pewnie też niedługo wyjedzie, wraz z
Hazel i Frankiem. Szczerze mówiąc mógłby zabrać Piper tam do
rzymskiego obozu na trochę.
-To
jest mój brat, on na to nigdy nie wpadnie-Liz i Thalia wybuchnęły
śmiechem, wzbudzając zdziwienie herosów siedzących w messie.
Dopiero
dzisiaj Elizabeth zobaczyła, jak naprawdę wygląda messa. Wielkie
ławki przy każdej numer domku. Najmniejsze stoły, miały domy
dzieci Wielkiej Trójki.
Przy głównym stole siedzieli Hazel i Frank. On był fajtłapą i wiecznie o nią
zazdrosny, kiedy tylko w pobliżu pojawiał się Leo. Ona wiecznie
uśmiechnięta i ciekawa świata.
Był
jeszcze Travis i Katie, każdy wiedział, że ta dwójka w końcu
będzie razem. On ją lubił od samego początku i ciągle ją
zaczepiał. Ona w końcu się do niego przekonała. I oczywiście
Clarrise i Chris nikt się nie spodziewał, że dziewczyna może
przejawiać jakieś uczucia, ale pojawienie się wysokiego i
przystojnego latynosa zmieniło ją , troszeczkę.
Elizabeth usiadła
przy stole Hermesa, obok Chrisa i Connora. Oboje mieli wielii uśmiech
na twarzy, tak charakterystyczny, gdy...
-Co
wy knujecie?
-Skąd
wiesz, że coś knujemy-spytał Chris.
-Bo,
wiesz wasz ojciec ma taki sam uśmiech.
-Znasz
naszego ojca?
-Tak,
poznałam go dawno temu. On i Apollo i ja byliśmy bardzo dobrymi
znajomymi.
-Ty
i bogowie?-zdziwił się Connor.
-Widzicie, w
średniowieczu bogowie mogli odwiedzać swoje dzieci. Czasy wielkiej
inkwizycji, wiele wojen. Bogowie, troszczyli się o nas bardzo. Każdy
półbóg był okreśłony. Nawet dzieci y pomniejszych bogów. To
był piękne lata, gdyby nie inkwizycja-dziewczyna nagle posmutniała.
-Co
jest?-spytał Chris.- Masz mały konflikt z inkwizycją?
-Tak,
to przez inkwizycje znalazłam się w Elizjum.
-Jak?-oczy Connora
zabłysły w podnieceniu.
-Widzicie, to były
piękne, lecz i straszne czasy. Czasy Kolumba są bardzo fajne,
przyszłość jest bardzo świetlana. Podróże po morzach i
oceanach. W śród nich ja dziewczyna, córka jednego z ważniejszych
bogów greckich. Moja mama była bardzo ważną osobą. Pracowała na
targu sprzedawała, co się dało, co ludzie potrzebowali. Pewnego
dnia nie pojawiła się w pracy, a dziewięć miesięcy później
przyszła na targ ze mną, ludzie zaczęli gadać, plotkować. Madre
nie miała życia, w końcu mi madre trafiła do więzienia i tam
zmarła. Miałam trzy latka-chłopcy spojrzeli na nią przerażeni.-
Błąkałam się po ulicach przez rok, potem zostałam zabrana do
domu dziecka. Jak na XV wiek był beznadziejny. Gdy skończyłam
dziesięć lat, uciekłam stamtąd, przez pięć lat błąkałam się
bez celu, uciekając przed potworami. Wtedy poznałam tatę, pojawił
się w moim śnie tak nagle, został mi po nim tylko miecz, nie jest
on specjalny, zwykły miecz po prostu, ale zawsze jakaś pamiątka.
Cztery lata później nadciągał wielki sztorm, ludzie uciekali
chować się do kościoła, mnie nie wpuścili. Pomyślcie, kto
chciałby wpuścić do kościoła takie dziwactwo jak ja. Następnego
dnia aresztowała mnie inkwizycja, za uprawianie czarnej magii i
kontroli nad wodą. Torturowali mnie przez rok- Chris i Connor
patrzyli na brunetkę wielkimi oczami, nie potrafili wyobrazić sobie
tego, co dziewczyna musiała przeżywać.- Rok później skazano mnie
na spalenie na stosie. I tak w dzień moich dwudziestych urodzin
zostałam spalona na stosie-dziewczyna zakończyła swoją opowieść.
-Wow-rzekł
Chris.-A, to ja myślałem, że mam szalone życie- Lizzy roześmiała
się melodyjnym śmiechem, a Connor'owi pojawiła się gula w gardle.
-Hej!-do
trójki herosów podszedł Travis.-Co was tak śmieszy?
-Szalone
życia Chrisa-odparł Connor i wraz ze swoim bratem bliźniakiem
wybuchnęli śmiechem.
Hej!
Mam nadzieje, że moje posty was nie zanudzają. Bardzo proszę o
komentarze.
Pozdrawiam
MysteryHope:).
Kooocham Cię i twojego bloga ;) Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCuudaśny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPozdrawia Cherryy
=D
OdpowiedzUsuń